czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 25. Is it true?

Mimo tego, że przy nim nie czułam strachu, to i tak miałam złe przeczucia. Okej, może zabrać mnie... Ale dlaczego wszyscy wokół mnie muszą cierpieć? Przed Justinem ogromna kariera. Nie mogę mu tego zepsuć. Nie chcę. Chcę by był szczęśliwy...  Chcę by wszystko było jak dawniej. Chcę aby zabrał mnie a ich po prostu zostawił.  Dlaczego to jest takie trudne?

*JUSTIN'S POV*

Alex zasnęła w moich ramionach. Zastanawiałem się co John chce od niej. Przecież... Musi mieć jakiś plan. Tak, był moim ojcem.. Nie, nie był. Zrobił coś co jest po prostu.. Niewybaczalne. Poprzez uwodzenie mamy Alex a potem, prześladowanie jej córki... Chce się zbliżyć do mnie? Ale po co? Chce się mnie pozbyć? A może chce zobaczyć czy wciąż może na mnie polegać? Zaraz... Polegać z czym? Że mu pomogę uwieść Alex? Że mu pomogę ją zgwałcić? A może zabić? NIE. Tak nie będzie. Nigdy.
Zastanawiałeś się nad tym bardzo długo. Nie miałem ochoty na sen. Była godzina 8.00am. Chciałem zejść na dół ale bałem się zostawić Alex. Nagle usłyszałem krzyk Jazzy. Od razu się zerwałem i pobiegłem do pokoju, w którym się znajdowała. Wziąłem ją na jedna rękę a Jaxona na drugą. Zaniosłem ich do mojej dziewczyny. Siedziała na łóżku przerażona. Posadziłem dzieciaki obok niej i szybko wróciłem do tamtego pokoju. Zacząłem szukać i patrzeć o co mogło chodzić. Sprawdziłem pod łóżkami, w szafach, za drzwiami, wszędzie. Nagle usłyszałem krzyk Alex. O co tu kurwa chodzi?! 
-Za oknem! -krzyknęła. Spojrzałem w tamtą stronę. John. 
-Kurwa. -zbiegłem szybko na dół i wybiegłem z domu. Zobaczyłem jak ten gnój ucieka. Podążałem za nim. Biegłem tyle ile sił w nogach. Skręcił. Byłem coraz bliżej. Złapałem go za kołnierz. Przewrócił się. Odwróciłem go na plecy by zobaczyć jego twarz. Kurwa to był on. Zacząłem go bić bez opętania. Twarz, brzuch, nogi, żebra, ręce... W końcu odpuściłem i wstałem.
-No i co? Tylko na tyle cię stać? -usłyszałem głos zza siebie. On wciąż miał czelność coś do mnie mówić. -Nie zabijesz mnie? Przecież prześladuję twoją dziewczynę.
-Zamknij się. -powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
-No co ty... Zatłucz mnie. Będziesz miał spokój. Alex będzie miała spokój...
-Słuchaj, czego ty tak naprawdę chcesz?
-Chcę jej.
-Po co?!
-Ma coś co musi należeć do mnie. -Gdy to usłyszałem, zamurowało mnie. Co Alex mogła mieć.
-Co to jest? Naszyjnik? Pierścionek? Książka? Kasa?
-Huh, naprawdę myślisz, że czegoś takiego nie mógłbym po prostu ukraść? -zbił mnie z tropu. Skoro to nie jest nic z tych rzeczy to...
-Co to jest? -powtórzyłem wcześniejsze pytanie.
-Nerka.
-CO?! Chcesz jej odebrać nerkę?!
-No a co ty myślałeś? Wiesz jaki jest na to popyt? -nagle wszystkie informacje połączyły mi się w całość.
-Kiedy... Kiedy byłem mały... To dlatego mama od ciebie odeszła?
-Yup! -przytaknął z tym swoim uśmieszkiem.
-To dlatego... Ale... Dlaczego nic nie pamiętam z pobytu w szpitalu?
-Nie było szpitala. Zabrałem cię, ogłuszyłem, zabrałem nerkę, zostawiłem. Twoja mama cię znalazła, ledwo oddychałeś, blah, blah, blah... -gdy to usłyszałem poczułem do niego jeszcze większą nienawiść.
-Zostawiłeś mnie samego na pastwę losu?
-Yup!
-Dlaczego? -mój głos lekko się załamał.
-Dlaczego? Huh! A po co mi jakiś bachor? Miałem cię prowadzić za rączkę do szkoły?
-Chciałem mieć ojca! Mama mi opowiadała jaki to jesteś super, jak pomagałeś innym, jak interesowałeś się tym czym ja... Ale nigdy mi nie powiedziała, dlaczego naprawdę odszedłeś.
-No to już wiesz. Teraz poproszę o nereczkę Alex. -uśmiechnął się szyderczo.
-Dlaczego ona?!
-Przypadkiem poznałem jej mamuśkę, a gdy dowiedziałem się, że ma córkę? Kurrde, świetny materiał na sprzedaż!
-Ty... ty jesteś jakiś pojebany!
-Och dopiero to odkryłeś?
-Zostaw nas w spokoju. Rozumiesz?!
-Nie. Ciesz się, że nie chcę obu nereczek Alex. -Gdy to usłyszałem, podbiegłem do niego i znów zacząłem tłuc. To było za wiele. Kiedy jego oddech był płytki, wstałem i ruszyłem w stronę domu.


*ALEX's POV*

-Za oknem! -krzyknęłam gdy tylko Justin znalazł się w naszej sypialni.
-Kurwa. -powiedział cicho po czym wybiegł z pokoju. Usłyszałam trzask drzwi. Wybiegł. Spojrzałam na dzieciaki. Były strasznie przerażone.
-Wszystko w porządku. On zaraz wróci. -Objęłam ich i mocno przytuliłam.
-Alex... A kim był tamten pan? -zapytał Jaxo.
-On? Umm... Nie wiem...
-A co...-zaczęła Jazzy. Przełknęła ślinę. - Co tam robił?
-Wiesz co? Nie wiem, naprawdę... -nie wiedziałam co powiedzieć. Nie powiem im przecież, że to prześladowca, który nie daje mi żyć. -Słuchajcie... Może zawieziemy was dzisiaj do mamy, co?
-Ale dlaczego? -zapytała dziewczynka.
-Chciałabym trochę pobyć sama z Justinem. Omówić tą sytuację... Potem znów was zabierzemy, co? Możemy tak zrobić? -spojrzałam na nich. Oboje przytaknęli. -Tylko musicie mi coś obiecać, nie powiecie mamie tego co dziś zaszło? Proszę was.
-N-no dobrze, ale dlaczego? -zapytał Jaxo.
-Chciałabym sama z Justinem ją o tym poinformować. Dobrze? -zapytałam, po czym się lekko uśmiechnęłam. Zgodzili się. -Chodźcie pójdziemy zrobić śniadanie.
Jaxo zeskakiwał pojedynczo z każdego schodka głośno licząc, a Jazzy schodziła siedząc na każdym z nich. Ja byłam za nimi. Dzieciaki pobiegły do kuchni i usiadły na krzesłach. Podeszłam do lodówki, wyjęłam potrzebne artykuły i zaczęłam przyrządzać śniadanie. Cały czas zastanawiałam się co z Justinem. Czy wszystko w porządku? Bałam się o niego. Postawiłam jedzenie na stole po czym zaczęłam nalewać sok pomarańczowy do szklanek.
Ktoś wszedł do domu. Ruszyłam ku drzwiom i zobaczyłam Justina. Był zdenerwowany i... zapłakany.
-Jazzy! Jaxo! Zjedzcie a my zaraz przyjdziemy. Jak skończycie to pójdźcie pooglądać telewizję i jak coś to nas zawołajcie, dobrze? -krzyknęłam, tak by usłyszeli.
-Dobrze! -dostałam odpowiedź.
Podeszłam do Justina. Spojrzał na mnie po czym spuścił wzrok. Przytuliłam się do niego. Złapał mnie tak mocno, że widziałam, iż mnie potrzebował.
-Chodź... -powiedziałam cicho i zaprowadziłam go do pokoju obok. Usiedliśmy na podłodze. Justin wtulił mi się w szyję. Zaczęłam go głaskać po głowie. -Ćsi... Co się stało? Powiesz mi? -poczułam jego łzy na szyi.
-Nie... Nie ch-chcę n-na razie o tym r-rozmaw-wiać o-okej? -powiedział po czym mocno mnie przytulił.
-Wszystko będzie dobrze. Przejdziemy przez to razem. Możesz na mnie polegać. -pocałowałam go w czubek głowy. -Kocham cię bardzo mocno. Damy radę. -przytuliłam go mocniej.
-J-ja ciebie t-też Alex. I-i choćby nie wiem c-co, nie zostawię cię.

_______________________________________________________________________________
Podoba się rozdział? :)
Bardzo Was proszę o komentowanie rozdziałów abym wiedziała czy mam dalej pisać :)
Bardzo Wam dziękuję za to, że wciąż jesteście i czytacie mojego bloga. Bardzo dziękuję.

@Belieber__AS

1 komentarz:

  1. Wspaniały. Cudowny. Wciągnął mnie. Czekam na następny. :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń