środa, 30 lipca 2014

Rozdział 26. Sometimes it's hard to face reality...

-Chodź, pójdziemy do dzieciaków, okej? -powiedziałam delikatnie się podnosząc. Spojrzałam na Justina. Jego wzrok był strasznie smutny. -Proszę cię. Uśmiech? -Podniósł lekko kąciki ust po czym wstał. -Rozmawiałam z Jazzy i Jaxo. Zawieziemy ich dzisiaj do Pattie. Gdy wszystko ucichnie, znów ich zabierzemy, okej?
-Wiesz co? To świetny pomysł. Dziękuję. -złapał mnie w talli. Popatrzyłam na jego twarz po czym otarłam delikatnie jego łzy, wierzchem dłoni. Uśmiechnął się. -Chodźmy.
Poszliśmy do salonu. Dzieciaki siedziały na kanapie i oglądały bajki. Chłopak podszedł do nich, wcisną się pomiędzy i mocno objął. Pocałował Jazz I Jaxo w czubek głowy. Widziałam, że do jego oczu znów napływają łzy.
-J-Justin... -wyjąkałam. Spojrzał na mnie. -Pomożesz mi spakować ich rzeczy, proszę? -patrzył na mnie przez dłuższą chwilę po czym wstał.
-A my mosemy jesce pooglądać? -zapytał Jaxo na co się uśmiechnęłam i przytaknęłam.
Ruszyłam z Justinem na górę. Nie odzywał się do mnie.Weszłam do pokoju pierwsza. Zaczęłam pakować rzeczy jego siostry a on brata. Schowałam do jej plecaka słodką, różową sukienkę, buciki w tym samym kolorze, jeansową spódniczkę, spodnie i parę bluzeczek. Spojrzałam w stronę mojego chłopaka. Trzymał w rękach czarne supry Jaxona. Chciałam do niego podejść, poprosić by powiedział mi co się wtedy stało ale stwierdziłam, że on potrzebuje być teraz sam. Zaczęłam pakować rzeczy jego brata, po czym złapałam walizki i zeszłam na dół. Postawiłam je przy drzwiach wyjściowych. Na wycieraczce leżała koperta... ZNOWU?! 

S O M E T I M E S
I T ' s
H A R D
T O 
F A C E
R E A L I T Y
I JUSTIN WIE TO NAJLEPIEJ. :)
(Po polsku: Czasami trudno jest zmierzyć się z rzeczywistością)


Co to miało znaczyć? Z jaką rzeczywistością? Justin ma jakąś tajemnicę? Czy John coś mu zrobił? Jaka jest prawda? 

*JUSTIN's POV*

Trzymałem małe buciki Jaxona w dłoniach przez dłuższą chwilę. Przypominały mi się moje pierwsze, firmowe obuwie. Czarne nike, które dostałem od... od Johna. Ugh nie chciałem o nim więcej myśleć. Zszedłem na dół. Alex stała przy drzwiach wyjściowych. Strasznie się trzęsła. Podszedłem do niej. Trzymała w dłoniach kopertę. Delikatnie wziąłem ją z jej rąk i przeczytałem zawartość. Co jak Alex się o tym dowie? Jak ja mam jej to powiedzieć? "Hej, John to mój ojciec. Chce twoją nerkę. Chodźmy do szpitala i będziemy mieli to z głowy!" No bez jaj... 
-J-Justin... -zaczęła Alex -O co chodzi?
-Nie wiem... -odpowiedziałem.
-Kłamiesz. -spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
-Naprawdę. Alex...
-Nie. Zabierzmy dzieciaki do twojej mamy. Nie są tu bezpieczne. -odparła po czym się odwróciła i poszła po moje rodzeństwo.
Ona się czegoś domyśla. Ale... Co mam jej powiedzieć? Nie chcę by dowiedziała się tego od niego ale boję się też wyznać prawdę. Co jak pomyśli, że ją "uwiodłem" i jestem w zmowie z 'ojcem'? Ja ją naprawdę kocham... nie chcę jej stracić.
Zobaczyłem jak idzie w moją stronę. Jaxo i Jazzy ścigali się do samochodu.
-Jedziemy. -powiedziała Alex. Była zamyślona.
-Porozmawiamy potem? -zapytałem delikatnie dotykając jej ramienia. Nie odpowiedziała.

*w samochodzie*
Całą drogę moja dziewczyna milczała. Rodzeństwo śpiewało, zadawało masę pytań... Jak to dzieci. Cisza będąca między mną a Al była naprawdę straszna.
W końcu dotarliśmy do domu mojej mamy. Dzieciaki wybiegły z auta by przywitać się z Pattie.
-Okłamywałeś mnie cały czas? -zapytała dziewczyna, po czym wyszła z Ferrari. Jedyne co zdążyłem powiedzieć było "nie". Zaczęła się witać z domownikami. 
-Cześć mamo. -przytuliliśmy się. -Jest Fredo lub Ryan? 
-Niestety nie ma ich. Ale jeśli chcesz mogę do nich zadzwonić? -odparła.
-Nie, dzięki. Mogę do nich podjechać?
-Teraz? Dopiero co przyjechaliście.
-Wiem i przepraszam... Ale to naprawdę ważne. -Pattie patrzyła na mnie z troską po czym przytaknęła głową. Alex mnie zabije. Spojrzałem w stronę drzwi. Dziewczyna przyglądała mi się z bólem. 
-Przepraszam. -szepnąłem i wsiadłem do samochodu. Odjechałem ulicę dalej. Wyjąłem telefon i zadzwoniłem do Fredo.
-Siema Justin. -usłyszałem.
-Hej. Jesteś zajęty? -zapytałem.
-Nie, a co jest?
-Zadzwoń do Ryana i przyjedź z nim nad jezioro. Będę czekał tam gdzie zawsze.
-Okej, ale powiesz co...
-Za 10min. -przerwałem mu i rozlączyłem się.

*30 minut później*

-Żartujesz... -powiedział Ryan.
-Czy wyglądam jakbym żartował? Gdyby ten pieprzony JOHN nie napisał jej tej durnej kartki, wiedziałbym jak normalnie i po ludzku się wytłumaczyć, a teraz? Ona pewnie myśli, ze ja jestem z nim w zmowie!
-Nie no coś ty... Na pewno tak nie jest. -Fredo.
-Czyżby? Gdy to przeczytała byla tak wkurzona... Jeszcze jak powiedziałem mamie, że jadę się z wami spotkać, ona stała w drzwiach. Jej wzrok... Patrzyła na mnie z bólem... Boję się, że ją teraz stracę. Wciągu jednej chwili wszystko szlak trafia! -głos zaczął mi się łamać.
-Po pierwsze nie histeryzuj. Wszystko da się jakoś załatwić. Pattie wie o tym wszystkim. Przecież znalazła ciebie wtedy, tak?
-No tak ale Fredo... Myślisz, że ona tak łatwo jej uwierzy?
-Alex cię kocha. Nie myśl, że ot tak cię zostawi. -dopowiedział Ryan.
-A tak poza tym... Powiedz mi, tak na czystą logikę, czy ktoś, ktokolwiek, kto rozmawiał z Pattie, nie uwierzył w jej opowieści i inne takie? Ona jest szczera. Nie potrafi kłamać. Pamiętasz jak w Prima Aprillis próbowała cię wkręcić? Zaczęła szybko przebierać palcami i nie wiedziała co zrobić ze swoimi dłońmi. Justin, nie przesadzaj. -w pewnym sensie Fredo miał rację. Kiedy próbuje skłamać, zaczyna motać się we własnych słowach.
-Masz rację. Dzięki chłopaki. Wpadniecie teraz do mnie? -zapytałem licząc na to, że się zgodzą. Przytaknęli.
Pojechaliśmy do domu. Przy okazji zahaczyliśmy jeszcze o sklep. Delikatnie otworzyłem drzwi wejściowe i usłyszałem jak mama rozmawia z Alex.
-Ja nie wiem o co mu chodzi. -powiedziała moja dziewczyna.
-Skarbie, musisz go zrozumieć. Może nie jest idealny, ale na pewno szczery. -dziękuję mamo. 
-On jest idealny. Jest chłopakiem, z którym chciałabym naprawdę spędzić resztę życia. -uśmiechnąłem się do siebie po czym oniemiałem -Ale Pattie, powiedz mi jedno.. Co się wtedy stało? -nie chciałem by mama jej to powiedziała. Wszedłem do pokoju z chłopakami i położyliśmy zakupy na szafce.
-Ooo cześć Ryan, cześć Alfredo. -Pattie przytuliła ich. Ja podszedłem do Alex i złapałem ją w talii. Nie zareagowała.
-Kochanie, to jest Ryan a to Fredo. -przywitali się z moją dziewczyną. -A to jest Alex. -uśmiechnąłem się i spojrzałem na nią. Była smutna ale wymusiła uśmiech.
-Przepraszam was, ale jestem strasznie zmęczona. Zabiorę dzieciaki i położę je do łóżek i sama zrobię ze sobą to samo. Miło było was poznać. Dobranoc. -powiedziała i wyrwała się z mojego uścisku. Odprowadzałem ją wzrokiem aż wyszła z pokoju.
-Czy mogę wiedzieć co się stało? -zapytała Pattie.
-Przepraszam. To... To moja wina... Ja... Przepraszam. -wybąkałem.
-Justin, proszę cię... Alex to świetna dziewczyna. Nie chcę by cierpiała. Porozmawiaj z nią.
-Teraz?
-Teraz.
-Jesteś pewna?
-Tak. -powiedziała po czym odwróciła się i poszła z chłopakami do kuchni.
Ruszyłem w stronę mojej starej sypialni. Otworzyłem lekko drzwi. Alex leżała w łóżku i patrzyła w sufit. Spojrzała na mnie.
-Przepraszam. -szepnęła. Podszedłem do niej i usiadłem obok.
-Za co? To ja przepraszam. Nie powinienem... -zacząłem ale mi przerwała.
-Jesteś z nim w zmowie? Chcesz mnie wykorzystać? Chcesz mnie zabić? Chcesz mnie zaciągnąć do niego by mnie zgwałcił? Czy może coś innego? -te pytania sprawiły, że zakuło mnie w sercu. Ona się mnie bała.



*ALEX's POV*

Boję się. Boję się. Naprawdę się boję. Po prostu musiałam go o to zapytać. Spojrzał na mnie z bólem w oczach. Wiedziałam, że to go zaboli ale po prostu musiałam.
-Alex... -zaczął.
-Tak czy nie? -nie wiedziałam co o tym myśleć.
-Nie. Pozwól mi to wytłumaczyć. Proszę. -kiwnęłam głową. Chciałam znać prawdę. -Dziękuję. Kocham cię i nigdy nie zrobiłbym czegoś takiego. Nigdy bym cię nie skrzywdził. Jesteś dla mnie naprawdę ważna. A ta... Ta kartka... Nie tyczyła się akurat ciebie... Bardziej mnie. Chodzi... Chodzi o to, że on nie chce ciebie tylko coś twojego. -spojrzałam na niego pytająco.
-Coś czyli?
-Nerkę.
-Nerkę?!! -wykrzyknęłam. -Jak to nerkę?! Jaja sobie robisz?! Po co mu to?!
-Dla kasy. Jak byłem mały zabrał mnie w pewne miejsce, ogłuszył i wyciął. Zostawił mnie na pastwę losu. Wykrwawiałem się ale mama mnie znalazła. Pewnie zastanawiasz się skąd to wiem.. Powiedział mi to kiedy za nim wybiegłem. -zaszkliły nam się oczy. -Dlatego byłem taki przygnębiony. Przepraszam cię, naprawdę. Alex, proszę cię... -spojrzałam na niego. Leciały mu łzy. Nie mówiąc nic, przytuliłam się do niego i wtuliłam glowę w jego szyję.
-Kocham cię. -powiedziałam  i poczułam coś mokrego na ramieniu. Justin płakał. -Przepraszam, że cię tak oskarżyłam. Damy radę. Pojedziemy do szpitala, oddam mu tą nerkę i już. -bałam się tej decyzji ale musiałam coś zrobić.
-Nie. Nie zrobisz tego.
-On nam nie da spokoju. Przestań..
-Nawet o tym nie myśl. Nie pozwolę by cię skrzywdził. Nie zrobi ci tego.
-Justin...
-Gdyby nie ja, byłabyś bezpieczna.
-Przestań! Siedzimy w tym razem. Razem z tego wyjdziemy. Jasne?
-Jasne. -usmiechnął się i mnie pocalował. Poczułam, że to na pewno jest ten jedyny.
-Chodź spać. W poniedziałek musimy pójść do szkoły w końcu.
-Co? Po co?
-I tak zrobiliśmy sobie 'długi weekend' a do wakacji został dwa tygodnie, w czym tydzień lekcji.
-Eh no tak. Ale jeszcze mamy dwa dni. -uśmiechnął się do mnie. Położyliśmy się w łóżku. Wtuliłam się w jego ramię a on zaczął bawić się moimi włosami. Zasnęłam.

Jest ciemno. Nie wiem gdzie jestem. Budynek? Magazyn? Las? Gdzie ja jestem? Zaczęłam iść przed siebie. Potknęłam się o coś. To chyba był korzeń. Tak to byl korzeń. Dotknęłam drzewa. Nagle ktoś złapał mnie od tyłu i związał ręce. Zaczęłam krzyczeć. Dostałam w twarz. Zakleił mi usta. 
-Znów się spotykamy Panno Stage. -usłyszałam. -Nie wierć się. Obiecuję, że nie będzie bolało. -Zaświecił lampkę i zobaczyłam ogromną strzykawkę. Mężczyzna napełniał ją błękitnym  płynem. Kiedy odwrócił się w moją stronę, zdałam sobie sprawę kto to był. John. -A teraz, wbiję igłę w twoją rękę, ty zaśniesz, ja zrobię co trzeba i się pożegnamy. Na zawsze. -uśmiechnął się szyderczo. Złapał mnie za łokieć. Jego dłoń była zimna, spocona i brudna. Podniósł moją rękę do swojej twarzy i pocałował mnie w nią. Wzdrygnęłam się z obrzydzenia. -Nie podoba ci się? -spojrzał na mnie po czym przeniósł mnie na duże łóżko. Bałam się. Cholernie się bałam. Miejsce gdzie leżałam było strasznie nie wygodne. John złapał mnie za biodra i przycisnął do siebie. Zaczął mnie dotykać. To było straszne. Próbowałam krzyczeć. Ale nie mogłam.

Obudziłam się cała mokra. Z oczu leciały mi łzy. Wstałam z łóżka i poszłam w stronę łazienki. Zapaliłam światło. Moje odbicie w lustrze było przerażające. Osunęłam się na podłogę i zaczęłam płakać. John może być zdolny do czegoś takiego. On może mi to zrobić.
Rozmyślałam o tym bardzo długo kiedy nagle ktoś delikatnie zapukał do drzwi. Spojrzałam w ich stronę i zobaczyłam Justina.
-Hej, skarbie... Co jest? -zapytał. Patrzyłam na niego ale nie mogłam z siebie nic wydusić. -Chcesz porozmawiać? -kiwnęłam głową na 'nie'. Chłopak przytulił mnie i zaczął delikatnie kołysać. Tego teraz potrzebowałam. Poczucia bezpieczeństwa i miłości.

_________________________________________________________________
Mam wielką nadzieję, że rozdział się podobał :) 
Byłabym bardzo wdzięczna za jakiekolwiek komentarze. 
Dziękuję, że jesteście! <3

@Belieber__AS

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział:) Bardzo mnie wciągnął i mam nadzieję że jej sen nie stanie się prawdą;/ Czeeekam na nn;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Dodałam 2 rozdział;) Mam nadzieję, że zajrzysz i skomentujesz;*

    OdpowiedzUsuń