wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 28. I love you so much.

Otworzyłam oczy. To był sen? To mi się tylko śniło? Rozciągnęłam się i spojrzałam w prawo. Justina nie było. Zostawił karteczkę: "Musiałem załatwić pewną sprawę. Wrócę około 16. Kocham Cię, J.". Spojrzałam na zegarek, była 14. Nie możliwe, że tak długo spałam. Wstałam z łóżka, założyłam szlafrok i poszłam do łazienki. Zdjęłam ubrania i weszłam pod prysznic. Puściłam gorące strumienie wody na twarz. Delikatnie dotykałam opuszkami palców policzki, nos, szyję. Potem moje dłonie zjechały na ramiona. To było to, czego potrzebowałam. Chwila osamotnienia i odpoczynku. Wyciągnęłam rękę by złapać ręcznik. Niestety okazało się, że Justin nie zostawił mi ani jednego. Musiałam więc pójść do pokoju i wyjąć go z szafy. Wyszłam do sypialni i schyliłam się do szafki po niego. Wróciłam do łazienki i spojrzałam w lustro. To nie był sen. Dotknęłam delikatnie miejsc na szyi. Ten chuj kiedyś za to zapłaci. Karma wróci. Wytarłam się i owinęłam w ręcznik. Nie patrzyłam już w lustro. Nie chciałam na to patrzeć. Założyłam bluzę Justina, jakieś dresy i zeszłam na dół. W kuchni czekało na mnie śniadanie. Świeży sok pomarańczowy, croissant z czekoladą i mała karteczka: "Bardzo Cię kocham. J.". Od razu na mojej twarzy pojawił się uśmiech a w głowie ciche 'ja ciebie też'. Oderwałam kawałek rogala i włożyłam do ust. Miałam bardzo dobry humor. Nie sądziłam, że po tych męczarniach w nocy, mogę być aż tak zadowolona z życia, z siebie, z tego co się dzieje w okół mnie. Zjadłam śniadanie. Na zegarku widniała godzina 15.30. Niedługo powinien wrócić Justin. Postanowiłam, że zrobię obiad. Wyjęłam z lodówki piersi z kurczaka i umyłam pod bieżącą wodą. Osuszyłam ją, posypałam solą i zmieloną papryką. Położyłam na sitku, będącym nad gotującą się wodą w garnku, przykryłam i gotowałam około 20 minut. W tym samym czasie wrzuciłam na olej frytki a w garnku obok zaczęłam gotować zielony groszek. Gdy wszystko się przygotowało, ułożyłam jedzenie na talerzach. Postawiłam je na stole i chcąc usiąść na krześle usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je i moim oczom ukazał się Justin. Miał pod lewym okiem ogromnego siniaka, do tego rozciętą wargę.
-Co się stało?! -wykrzyknęłam gdy tylko go zobaczyłam.
-Nic takiego. -powiedział wchodząc do domu.
-Jak to nic? Justin, mów co się stało. -w moim głosie dało się wyrzuć zirytowanie.
-Byłem na mieście, spotkałem się z kumplami i załatwiłem pewne sprawy. Tyle.
-A to limo to samo się pokazało?
-No. -powiedział z wielkim uśmiechem na twarzy. Przestałam rozumieć o co chodzi. Nagle złapał mnie za rękę i pociągnął do łazienki.
-Justin, co ty... -i tego się mogłam spodziewać. Nabrał wody do dłoni, a jego ogromny siniak spłyną do kanału.
-Ta daa! -powiedział z jeszcze większym uśmiechem na twarzy. Musiałam mieć dziwną minę bo po chwili wybuchł śmiechem.
-Zabić cię? -byłam wkurzona tym, że zrobił sobie ze mnie żarty a zarazem uspokojona, że nic mu się nie stało.
-Kochaj mnie. -po tych słowach przybliżył się do mnie i mocno pocałował. Jego wargi wessały się w moje. Nasze oddechy zsynchronizowały się. Delikatnie ugryzł moją wargę. Jęknęłam mu w usta. Nasze języki zaczęły toczyć walkę. Otworzyłam delikatnie oczy i zobaczyłam w twarzy Justina miłość, fantazję i coś czego nie da się opisać słowami. spowolnił ruchy i odsunął się ode mnie.
-Bardzo mocno cię kocham, wiesz? -wyszeptał mi do ucha.
-Ja ciebie też. -powiedziałam. -Ale...
-Co się dzieje? -zapytał głosem pełnym troski.
-Em... Obiad stygnie. -zaczęłam się śmiać.
-Tylko ty potrafisz popsuć taki moment, haha. -zaczął się śmiać razem ze mną
-Jestem jedyna w swoim rodzaju. -puściłam do niego oczko.
-Najcudowniejsza. -pocałował mnie w czoło po czym poszliśmy do kuchni. -Oo, widzę że się postarałaś.
-Hmm... Wyczuwam nutkę sarkazmu. -podniosłam jedną brew.
-Coś ty skarbie, tu nie ma sarkazmu. -wziął kawałek jedzenia do ust. -Pycha.
-Naprawdę? -zapytałam biorąc frytkę.
-Tak, tylko trochę zimne. -uśmiechnął się.
-Haha, a to nie moja wina. Smacznego.
-Dziękuję i wzajemnie.
Zjedliśmy obiad. Justin poszedł do łazienki a ja zostałam by pozmywać naczynia i posprzątać po obiedzie. Spojrzałam w stronę okna. Kolejna koperta. Zdziwiło mnie to, że była czerwona z białym napisem 'Upływanie czasu'. Podeszłam do niej zerwałam z szyby. Otworzyłam kopertę i nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Masa zdjęć od początku mojej przeprowadzki do Stratford aż do dnia dzisiejszego. Nie rozumiałam o co chodzi. Z drugiej strony każdego ze zdjęć było napisane "A.". Nagle poczułam oddech na swojej szyi.
-Co to jest? -zapytał Justin na co podskoczyłam z przerażenia.
-Boże nie strasz mnie tak! -spojrzałam na zdjęcia.
-John?
-Nie wiem. Na odwrocie każdego ze zdjęć jest napisane 'A'. Każda z fotografii przedstawia miejsce, w którym byłam. Ale... -spojrzałam na te ostatnie- Nigdy nie byłam w Avon Theatre...
-To może pojedźmy tam? Zobaczymy o co chodzi?
-Nie wiem czy chcę tam jechać. Kurcze myślałam, że nic nie zdoła mi popsuć tego dnia. -odłożyłam zdjęcia.
-I nic nie popsuje. Jestem cały czas przy Tobie. Chodź, pojedziemy tam póki jest widno. -na zegarku widniała godzina 17.30. Powinniśmy tam jechać póki jest widno, jak to Justin powiedział i... w miarę dużo ludzi. Przynajmniej jak według mnie.

*Avon Theatre*

Z zewnątrz budynek zdawał się jakby był nie uczęszczany przez co najmniej 2 lata. Ludzi było bardzo mało. Wiele z nich szło pospiesznie w przeciwnym kierunku. Nikt nie wszedł do teatru. Dziwne. Jest 17.50. Powinien zacząć się niedługo jakiś spektakl. Ludzie powinni szybko iść aby nie przegapić występu aktorów. Czy to już jest zamknięte? Justin popchnął drzwi. Były otwarte. Czyżby 'A' już czekał? Podeszłam do stolika będącego obok drzwi. Kolejna kartka. 'Już niedługo'. Zgniotłam ją w dłoni i odwróciłam się by powiedzieć chłopakowi, że chcę wracać do domu. Ku mojemu zdziwieniu, stałam sama w tym ogromnym budynku. Justina nie było. Nawet nie zobaczyłam kiedy odszedł. Może poszedł sprawdzić czy ktoś tu jest? Spojrzałam w prawo i udałam się w tamtym kierunku to będącej tam łazienki. Była bardzo wystawna, czysta i pachnąca. Podeszłam do lusterka i popatrzyłam na swoją szyję. Fluid dobrze pełnił swoją funkcję. Poprawiłam te miejsca pudrem dla pewności, że się nie pokażą i wyszłam z łazienki.
-Boże!! -przede mną stała kobieta. Chyba tu pracowała. -Przepraszam, przestraszyła mnie pani.
-To ja przepraszam. Czy mogę wiedzieć co pani tu robi? -zapytała mnie z ciepłym uśmiechem.
-Szczerze mówiąc to nie wiem... -na mojej twarzy pokazały się wypieki.
-Pani Alex Stage? -zapytała. Skąd wiedziała jak się nazywam? Co tu się dzieje?
-Um... Tak. -odpowiedziałam niepewnie.
-Proszę za mną. -uśmiechnęła się i poprowadziła wzdłuż korytarza do ogromnych drzwi. -Proszę się rozgościć. -powiedziała to i odeszła. Drzwi były bardzo duże, drewniane i bardzo starannie wykonane. Nad nimi widniał napis "Exit". Dotknęłam dłonią klamki. Zastanawiałam się czy powinnam tam wchodzić. Co jeśli 'A' czeka na mnie? Co jeśli coś mi się stanie? Boję się. Przecież tu jest ta pracownica. W razie czego usłyszy gdy coś się będzie działo. Na pewno jest też u monitoring. Nie wierzę, że nikt tego nie sprawdza. Otworzyłam drzwi. W sali było ciemno. Próbowałam znaleźć włącznik światła lecz nic takiego nie wyczułam. Szłam przed siebie. Zeszłam powoli na dół po schodkach i usiadłam na środku pod samą sceną. Gdyby temu komuś zależało, podszedłby do mnie. Nagle zobaczyłam obrys postaci na scenie. Boję się. Siedziałam cicho. Nie wiedziałam co robić. Odezwać się? Milczeć? Podejść? Uciekać? Postanowiłam, że zostanę. Nagle na scenie pokazały się światła i moim oczom ukazał się Justin. Stał przed mikrofonem, w ręku trzymał gitarę. Za nim był ciemnoskóry mężczyzna stojący za 'dj-ką'. Z lewej było trzech również ciemnoskórych mężczyzn, ubranych w te same ubrania, stojącymi przed mikrofonami. Po chwili Justin zaczął grać na gitarze dodając swój cudowny głos:

Oh oh, just as sure as the stars in the sky
I need you to shine in my life
Not just for the meanwhile, for a long long time, better believe it
Oh oh, whenever you're not in my presence
It feels like I'm missin' my blessings, yeah
So I sleep through the daylight, stay awake all night
Till you're back again, oh yeah, yeah
You think I'm biased
To my significant other
You hit it right on the head
Only been missin' my lover
Got a whole lot of texts on my phone and I don't reply
The next eight bars tell you why

You're all that matters to me
Yeah, yeah ain't worried about nobody else
If it ain't you, I ain't myself
You make me complete
You're all that matters to me
Yeah, yeah what's a king bed without the queen
There ain't no "I" in team
You make me complete
You're all that matters to me

Take the gas out the car it won't drive
That's how I feel when you're not by my side
When I wake up in the morning up under you, and only you
Oh oh, grateful for your existence
Faithful no matter the distance
You're the only girl I see
From the bottom of my heart please believe

You're all that matters to me
Yeah, yeah ain't worried about nobody else
If it ain't you, I ain't myself
You make me complete
You're all that matters to me
Yeah, yeah what's a king bed without the queen
There ain't no "I" in team
You make me complete

You're all that matters to me
Yeah, yeah, yeah, yeah
You're all that matters to me
Yeah, yeah, yeah, yeah
You're all that matters to me


Słuchając tej piosenki poleciały mi łzy. Justin podszedł do mnie i mocno przytulił.
-Nigdy nie przestanę Cię kochać. Jesteś dla mnie wszystkim co ważne. Nie obchodzą mnie inni. Obchodzisz mnie tylko i wyłącznie ty. -spojrzał na mnie i uśmiechnął się- Jesteś dla mnie oczkiem w głowie. I mimo tych wszystkich problemów, wiedz, że cię nie zostawię. Przejdziemy przez to wszystko razem. Bardzo mocno cię kocham. -przytulił się do mnie i pocałował w czoło.
-Ja ciebie też, Justin. Dzięki tobie czuję się bezpiecznie i wiem, że nic mi się nie stanie. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. -chłopak otarł łzy z moich policzków.
-Prawdopodobnie byś oszalała, haha. -puścił do mnie oczko.
-A ponoć tylko ja potrafię popsuć takie momenty. -zaśmiałam się i lekko uderzyłam go w ramię.
-A może zaśpiewamy coś razem? -powiedział dj.
-Właśnie! -Justin złapał mnie za rękę i zaprowadził na scenę. -To... -wskazał na dj'a- TO jest DJ Tay James.
-Miło w końcu cię poznać, Alex. -podał mi rękę.
-W końcu? -zapytałam z uśmiechem.
-No J tyle o tobie opowiada, że wiesz... -mój chłopak uderzył go w ramię. -Auć! Dobra, nic już nie mówię. -zaśmiał się na co ja również wybuchłam śmiechem.
-A to jest Boyz II Man. Od lewej Shawn, Nathan i Wanya.
-Czeeeeść! -powiedzieli jednogłośnie na co się uśmiechnęłam i pomachałam im.
-Postarałeś się.
-Dla osoby, którą się kocha, zrobi się wszystko. Nie ważne jakoby to byłoby szalone. Wszystko. -złapał mnie w talii i pocałował w czoło.
-Kochany jesteś. -powiedziałam i położyłam głowę na jego ramieniu tak, że moja twarz była skierowana ku jego twarzy. Patrzył mi prosto w oczy przez dłuższą chwilę, po czym mocno przyłożył swoje wargi do moich jakby nie widział mnie parę lat. Czułam, że naprawdę mnie kocha. Jego pocałunek zagłębiał się. Odwróciłam się całym ciałem w jego stronę tak, że mój brzuch dotykał jego, a moje dłonie głaskały jego włosy. Jego ręce leżały na moich biodrach i powoli zjeżdżały ku pupie. Poczułam, że jego wargi układają się w łuk. Złapałam jego rękę, która 'bezwiednie' zjechała w dół i przeniosłam ją z powrotem na biodro. Nagle z tyłu wszyscy wybuchli śmiechem. Oderwałam się od Justina i spojrzałam najpierw na nich a potem na niego. Zaśmiałam się, bo chłopak zrobił się cały czerwony. Dotknęłam jego twarzy prawą dłonią i cmoknęłam w usta.


__________________________________________________________________
Tak więc na dziś to tyle! Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał i wynagrodziłam Wam tę długą nieobecność na blogu.

Jak Wam się podobał rozdział? Może macie jakieś własne pomysły na ciąg dalszy?

Czytasz-komentujesz! 
Proszę Was, komentujcie rozdziały, gdyż dzięki temu wiem, że podoba Wam się to co tworzę, że lubicie to czytać. Nawet jeden króciutki komentarz cieszy. I ten pozytywny i negatywny. 
Za wszelkie komentarze - DZIĘKUJĘ!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

ZAPRASZAM TEŻ DO ODPOWIADANIA W ANKIECIE, KTÓRA JEST NA GÓRZE Z PRAWEJ STRONY.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chcesz być informowany o rozdziałach?
Masz tutaj parę środków komunikacji, dzięki którym będę mogła Cię informować:

  • Podaj swojego Twittera w komentarzu! 
  • Podaj swojego Facebooka w komentarzu lub w okienku 'Szybki kontakt'!
  • Podaj inny środek komunikacji, na którym chcesz być informowany w okienku 'Szybki kontakt' bądź w komentarzu!

@Belieber__AS

sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 27. I'm so scared.

Obudziłam się o 6.30. Budzik był tak głośny, że nie dało się go nie usłyszeć. Z wczorajszej nocy pamiętam tylko ten sen, ten cholerny sen i to jak wtuliłam się w Justina w łazience. A teraz.. Obudziłam się w naszym łóżku. Spojrzałam w prawo. Jego strona była pościelona. Wstałam i ruszyłam w stronę łazienki. Weszłam pod prysznic i puściłam strumienie na twarz. Potrzebowałam chwili orzeźwienia. Następnie rozczesałam włosy a ciało owinęłam ręcznikiem. Umyłam zęby i poszłam do szafy. Miałam okropny dylemat co mogę na siebie założyć. Założyłam białą bieliznę, krótkie jeansowe spodenki i luźną miętową bokserkę. Wysuszyłam włosy i związałam je w kucyk. Pomalowałam rzęsy, musnęłam usta pomadką ochronną i zeszłam na dół. Po drodze wzięłam swój ulubiony zegarek. Wchodząc do kuchni zobaczyłam jak Justin robi naleśniki. To było naprawdę zabawne bo próbował je podrzucać patelnią, co nie wychodziło mu za dobrze.
-Hej skarbie. -powiedział jak tylko mnie zobaczył.
-Cześć. -uśmiechnęłam się i usiadłam przy stole. 
-Jak się spało? 
-Zależy o którą część nocy pytasz, ale w miarę okej. A tobie?
-Całkiem dobrze. Twoja torba jest już przy drzwiach. -uśmiechnął się i podał mi naleśniki.
-Och ta szkoła... Nauczyciel jak nas zobaczą to będą naprawdę zdziwieni, haha! Nie byliśmy tam naprawdę długo.
-Ale zdamy. -uśmiechnął się łobuzersko. -Został miesiąc szkoły, damy radę. -Postawił naleśniki na stole i podał sok pomarańczowy.
-Już się boję reakcji Carly. Ona mnie zabije.
-Oj bez przesady. -usiadł naprzeciw mnie. -Zrozumie. Przyjaźnicie się przecież.
-Racja... -wzięłam widelec i włożyłam kawałek naleśnika do ust. Szczerze mówiąc, były naprawdę dobre. Na zegarku była godzina 7.20. Rozmawiałam z Justinem na przeróżne tematy. Byłam wyjątkowo spokojna.. Pomijając dzisiejszą noc. Gdy zjedliśmy śniadanie pojechaliśmy do szkoły.
Gdy dojechaliśmy już na miejsce, miałam dziwne uczucie. Nie było mnie tak długo i wszystko wygląda jak jakieś deja vu. Justin zaparkował swoim białym ferrari na swoim starym miejscu. Wysiadł i otworzył drzwi z mojej strony. Złapałam swoją torbę i złapałam go za rękę. Zamknął za mną drzwi i zablokował samochód. Złapał mnie w pasie i ruszyliśmy w stronę budynku. Przy drzwiach stali już Fredo i Ryan.
-A kogo me piękne oczy widzą? -powiedział Alfredo.
-Cześć. -odpowiedziałam.
-Co się stało, że w końcu przyszliście do szkoły? -zapytał Ryan.
-Trzeba się pokazać i zdać. -powiedział JB na co przytaknęłam.
-ALEX! -usłyszałam po czym odwróciłam się w stronę, z której ktoś krzyczał. Od razu się uśmiechnęłam.
-Carly! -podbiegłam do niej. Czułam jak Justin, Ryan i Fredo mnie obserwują.
-Jeju jak ja cię dawno nie widziałam! -powiedziała przyjaciółka i mocno mnie przytuliła.
-Tęskniłam. -powiedziałam.
-Czemu tak długo cię nie było? Zrobił ci coś?
-Nie, spokojnie. Mieliśmy pewne problemy ale na razie jest wszystko okej. Co u ciebie?
-Wszystko w porządku. Zaraz mamy biologię, idziesz ze mną?
-Wiesz co... Nie. Chciałabym sama pójść pod salę. Muszę jeszcze coś załatwić. Okej?
-Jasne. Poczekam na ciebie pod salą. -odpowiedziałam jej uśmiechem i weszłam do szkoły. Justin mnie wołał ale to zignorowałam. Podeszłam do swojej szafki. Otworzyłam ją i zobaczyłam masę kopert. Otworzyłam pare z nich:

1) Gdzie jesteś? I tak cię znajdę.




2) Wiesz, że to nie ładnie tak opuszczać szkołę?



3) Justin nie jest tym, za kogo się uważa. Nie jest z Tobą szczery.


Zadzwonił dzwonek. Schowałam kartki do kopert i zaczęłam wszystkie zbierać. Ledwo zmieściły mi się w dłoni. Położyłam je na górną półkę i zaczęłam pakować zeszyt i książki do biologii. Nagle poczułam, że ktoś stoi za mną.

-No witaj. -odwróciłam się i zobaczyłam nieznajomego mężczyznę.
-Znamy się? -zapytałam.
-W sumie można tak powiedzieć. Jacob Satternan.
-Alex Stage.
-Masz ochotę się przejść?
-Nie dziękuję. Jestem już spóźniona.
-Nalegam.
-Naprawdę, jestem już spóźniona.
-Ale ja bardzo proszę. -złapał mnie za nadgarstek. Bolało.
-Nie! Puść mnie! -zaczęłam się szarpać.
-Oj przestań. Jeden mały spacer.
-Czy ty nie rozumiesz tego co mówię?! Nie!
-A czy ty... -Popchną mnie na szafkę i przycisną do niej. - ... nie rozumiesz, że nie wiesz z kim zadzierasz? -Bałam się. Patrzyłam na niego ze strachem. Łzy napływały mi do oczu. Schylił się i pocałował mnie w policzek. Przeszły mnie dreszcze. Jego usta były mokre a zapach okropny. Zjechał w stronę szyi. Wessał się w nią. Czułam, że robi i malinkę. Zaczęłam płakać. Jego prawa dłoń zjechała na moją pupę. Ścisną ją. Lewą ręką zaczął dotykać moich piersi. Zaczęłam bardziej płakać. Bałam się. Cholernie się bałam. Cały czas ssał moją szyję. Nie miałam jak się wyrwać. Całym swoim ciałem przycisnął mnie do szafki. To był koniec. Moje oczy zapełniły się łzami, nic nie widziałam przez krople słonej wody.
-Odpierdol się od niej! -ktoś krzyknął i odciągnął chłopaka ode mnie. Osunęłam się na podłogę. Otarłam oczy dłońmi. Justin zaatakował Jake'a. Dzięki Bogu.
-Och! Pan Justin Bieber przybył w obronie swojej dziewczynki. Co za love story, no ja nie mogę... -powiedział napastnik po czym dostał cios w brzuch.
-Kto... -uderzenie - ci... -znów cios- kurwa... -i znowu- pozwolił...- uderzenie- jej dotykać?!
-Sama była chętna. -odparł leżący już Jacob. Cały krwawił.
-Jeszcze raz ją dotkniesz a nie przeżyjesz kolejnego dnia, jasne?! -Justin kopnął go w brzuch a następnie powtórzył cios.
-Zobaczymy. -odpowiedział napastnik. Ledwo odpowiadał.
-Justin! Zostaw go... -powiedziałam łamiącym się głosem. Posłuchał mnie. Podszedł i ukucnął przy mnie. Złapał pod pachami prawą a pod kolanami lewą ręką i zaniósł do samochodu. Łzy cały czas napływały mi do oczu. Posadził mnie na przednim siedzeniu. Ręce cały czas mi się trzęsły. Złapałam za lusterko i spojrzałam na swoją szyję. To co mi zrobił było okropne.

_______________________________________________________________________
Przepraszam, że tak długo nie  było rozdziału i że ten jest taki krótki. Niestety ostatni rok szkoły jest zapełniony cotygodniowymi sprawdzianami i po prostu nie miałam czasu...  i weny.
PRZEPRASZAM!

Mam nadzieję, że zrekompensowałam się Wam tym rozdziałem.

KOLEJNY ROZDZIAŁ: w tym tygodniu!


Jeśli masz do mnie jakieś pytania - pisz w komentarzu!
Chciałabym zrobić oddzielną notkę z pytaniami od Was :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chcesz być informowany o rozdziałach?
Masz tutaj parę środków komunikacji, dzięki którym będę mogła Cię informować:

  • Podaj swojego Twittera w komentarzu! 
  • Podaj swojego Facebooka w komentarzu!
  • Podaj inny środek komunikacji, na którym chcesz być informowany!

Dziękuję, że jesteście!
Dziękuję, że mimo tej przerwy wciąż czytacie mojego bloga!
DZIĘKI WAM WCIĄŻ PISZĘ!
DZIĘKUJĘ! ♥

Jeśli możesz - napisz proszę komentarz. Chciałabym wiedzieć, co sądzicie o rozdziałach. Jeśli masz jakiś pomysł na kolejny rozdział- napisz! Kto wie, może Twój pomysł będzie na tyle dobry, że umieszczę go w opowiadaniu?

Proszę komentujcie! ♥

Dziękuję!



@Belieber__AS

niedziela, 12 października 2014

PRZEPRASZAM

Witam Was po mojej bardzo długiej nieobecności.
Przepraszam, że nie ma nowego wpisu, a widzę, że wchodzicie i sprawdzacie. Widzę to, ale niestety ostatnio nie miałam czasu by napisać.
Kolejny rozdział jest już w połowie napisany :)
Powinnam go dodać w ciągu 2 tygodni najpóźniej :)\
Mam nadzieję, że nie przeszkadza Wam to i że mnie nie zostawicie :)
Jeszcze raz, bardzo Was przepraszam.

Do następnego wpisu <3

Alexandra.

środa, 30 lipca 2014

Rozdział 26. Sometimes it's hard to face reality...

-Chodź, pójdziemy do dzieciaków, okej? -powiedziałam delikatnie się podnosząc. Spojrzałam na Justina. Jego wzrok był strasznie smutny. -Proszę cię. Uśmiech? -Podniósł lekko kąciki ust po czym wstał. -Rozmawiałam z Jazzy i Jaxo. Zawieziemy ich dzisiaj do Pattie. Gdy wszystko ucichnie, znów ich zabierzemy, okej?
-Wiesz co? To świetny pomysł. Dziękuję. -złapał mnie w talli. Popatrzyłam na jego twarz po czym otarłam delikatnie jego łzy, wierzchem dłoni. Uśmiechnął się. -Chodźmy.
Poszliśmy do salonu. Dzieciaki siedziały na kanapie i oglądały bajki. Chłopak podszedł do nich, wcisną się pomiędzy i mocno objął. Pocałował Jazz I Jaxo w czubek głowy. Widziałam, że do jego oczu znów napływają łzy.
-J-Justin... -wyjąkałam. Spojrzał na mnie. -Pomożesz mi spakować ich rzeczy, proszę? -patrzył na mnie przez dłuższą chwilę po czym wstał.
-A my mosemy jesce pooglądać? -zapytał Jaxo na co się uśmiechnęłam i przytaknęłam.
Ruszyłam z Justinem na górę. Nie odzywał się do mnie.Weszłam do pokoju pierwsza. Zaczęłam pakować rzeczy jego siostry a on brata. Schowałam do jej plecaka słodką, różową sukienkę, buciki w tym samym kolorze, jeansową spódniczkę, spodnie i parę bluzeczek. Spojrzałam w stronę mojego chłopaka. Trzymał w rękach czarne supry Jaxona. Chciałam do niego podejść, poprosić by powiedział mi co się wtedy stało ale stwierdziłam, że on potrzebuje być teraz sam. Zaczęłam pakować rzeczy jego brata, po czym złapałam walizki i zeszłam na dół. Postawiłam je przy drzwiach wyjściowych. Na wycieraczce leżała koperta... ZNOWU?! 

S O M E T I M E S
I T ' s
H A R D
T O 
F A C E
R E A L I T Y
I JUSTIN WIE TO NAJLEPIEJ. :)
(Po polsku: Czasami trudno jest zmierzyć się z rzeczywistością)


Co to miało znaczyć? Z jaką rzeczywistością? Justin ma jakąś tajemnicę? Czy John coś mu zrobił? Jaka jest prawda? 

*JUSTIN's POV*

Trzymałem małe buciki Jaxona w dłoniach przez dłuższą chwilę. Przypominały mi się moje pierwsze, firmowe obuwie. Czarne nike, które dostałem od... od Johna. Ugh nie chciałem o nim więcej myśleć. Zszedłem na dół. Alex stała przy drzwiach wyjściowych. Strasznie się trzęsła. Podszedłem do niej. Trzymała w dłoniach kopertę. Delikatnie wziąłem ją z jej rąk i przeczytałem zawartość. Co jak Alex się o tym dowie? Jak ja mam jej to powiedzieć? "Hej, John to mój ojciec. Chce twoją nerkę. Chodźmy do szpitala i będziemy mieli to z głowy!" No bez jaj... 
-J-Justin... -zaczęła Alex -O co chodzi?
-Nie wiem... -odpowiedziałem.
-Kłamiesz. -spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
-Naprawdę. Alex...
-Nie. Zabierzmy dzieciaki do twojej mamy. Nie są tu bezpieczne. -odparła po czym się odwróciła i poszła po moje rodzeństwo.
Ona się czegoś domyśla. Ale... Co mam jej powiedzieć? Nie chcę by dowiedziała się tego od niego ale boję się też wyznać prawdę. Co jak pomyśli, że ją "uwiodłem" i jestem w zmowie z 'ojcem'? Ja ją naprawdę kocham... nie chcę jej stracić.
Zobaczyłem jak idzie w moją stronę. Jaxo i Jazzy ścigali się do samochodu.
-Jedziemy. -powiedziała Alex. Była zamyślona.
-Porozmawiamy potem? -zapytałem delikatnie dotykając jej ramienia. Nie odpowiedziała.

*w samochodzie*
Całą drogę moja dziewczyna milczała. Rodzeństwo śpiewało, zadawało masę pytań... Jak to dzieci. Cisza będąca między mną a Al była naprawdę straszna.
W końcu dotarliśmy do domu mojej mamy. Dzieciaki wybiegły z auta by przywitać się z Pattie.
-Okłamywałeś mnie cały czas? -zapytała dziewczyna, po czym wyszła z Ferrari. Jedyne co zdążyłem powiedzieć było "nie". Zaczęła się witać z domownikami. 
-Cześć mamo. -przytuliliśmy się. -Jest Fredo lub Ryan? 
-Niestety nie ma ich. Ale jeśli chcesz mogę do nich zadzwonić? -odparła.
-Nie, dzięki. Mogę do nich podjechać?
-Teraz? Dopiero co przyjechaliście.
-Wiem i przepraszam... Ale to naprawdę ważne. -Pattie patrzyła na mnie z troską po czym przytaknęła głową. Alex mnie zabije. Spojrzałem w stronę drzwi. Dziewczyna przyglądała mi się z bólem. 
-Przepraszam. -szepnąłem i wsiadłem do samochodu. Odjechałem ulicę dalej. Wyjąłem telefon i zadzwoniłem do Fredo.
-Siema Justin. -usłyszałem.
-Hej. Jesteś zajęty? -zapytałem.
-Nie, a co jest?
-Zadzwoń do Ryana i przyjedź z nim nad jezioro. Będę czekał tam gdzie zawsze.
-Okej, ale powiesz co...
-Za 10min. -przerwałem mu i rozlączyłem się.

*30 minut później*

-Żartujesz... -powiedział Ryan.
-Czy wyglądam jakbym żartował? Gdyby ten pieprzony JOHN nie napisał jej tej durnej kartki, wiedziałbym jak normalnie i po ludzku się wytłumaczyć, a teraz? Ona pewnie myśli, ze ja jestem z nim w zmowie!
-Nie no coś ty... Na pewno tak nie jest. -Fredo.
-Czyżby? Gdy to przeczytała byla tak wkurzona... Jeszcze jak powiedziałem mamie, że jadę się z wami spotkać, ona stała w drzwiach. Jej wzrok... Patrzyła na mnie z bólem... Boję się, że ją teraz stracę. Wciągu jednej chwili wszystko szlak trafia! -głos zaczął mi się łamać.
-Po pierwsze nie histeryzuj. Wszystko da się jakoś załatwić. Pattie wie o tym wszystkim. Przecież znalazła ciebie wtedy, tak?
-No tak ale Fredo... Myślisz, że ona tak łatwo jej uwierzy?
-Alex cię kocha. Nie myśl, że ot tak cię zostawi. -dopowiedział Ryan.
-A tak poza tym... Powiedz mi, tak na czystą logikę, czy ktoś, ktokolwiek, kto rozmawiał z Pattie, nie uwierzył w jej opowieści i inne takie? Ona jest szczera. Nie potrafi kłamać. Pamiętasz jak w Prima Aprillis próbowała cię wkręcić? Zaczęła szybko przebierać palcami i nie wiedziała co zrobić ze swoimi dłońmi. Justin, nie przesadzaj. -w pewnym sensie Fredo miał rację. Kiedy próbuje skłamać, zaczyna motać się we własnych słowach.
-Masz rację. Dzięki chłopaki. Wpadniecie teraz do mnie? -zapytałem licząc na to, że się zgodzą. Przytaknęli.
Pojechaliśmy do domu. Przy okazji zahaczyliśmy jeszcze o sklep. Delikatnie otworzyłem drzwi wejściowe i usłyszałem jak mama rozmawia z Alex.
-Ja nie wiem o co mu chodzi. -powiedziała moja dziewczyna.
-Skarbie, musisz go zrozumieć. Może nie jest idealny, ale na pewno szczery. -dziękuję mamo. 
-On jest idealny. Jest chłopakiem, z którym chciałabym naprawdę spędzić resztę życia. -uśmiechnąłem się do siebie po czym oniemiałem -Ale Pattie, powiedz mi jedno.. Co się wtedy stało? -nie chciałem by mama jej to powiedziała. Wszedłem do pokoju z chłopakami i położyliśmy zakupy na szafce.
-Ooo cześć Ryan, cześć Alfredo. -Pattie przytuliła ich. Ja podszedłem do Alex i złapałem ją w talii. Nie zareagowała.
-Kochanie, to jest Ryan a to Fredo. -przywitali się z moją dziewczyną. -A to jest Alex. -uśmiechnąłem się i spojrzałem na nią. Była smutna ale wymusiła uśmiech.
-Przepraszam was, ale jestem strasznie zmęczona. Zabiorę dzieciaki i położę je do łóżek i sama zrobię ze sobą to samo. Miło było was poznać. Dobranoc. -powiedziała i wyrwała się z mojego uścisku. Odprowadzałem ją wzrokiem aż wyszła z pokoju.
-Czy mogę wiedzieć co się stało? -zapytała Pattie.
-Przepraszam. To... To moja wina... Ja... Przepraszam. -wybąkałem.
-Justin, proszę cię... Alex to świetna dziewczyna. Nie chcę by cierpiała. Porozmawiaj z nią.
-Teraz?
-Teraz.
-Jesteś pewna?
-Tak. -powiedziała po czym odwróciła się i poszła z chłopakami do kuchni.
Ruszyłem w stronę mojej starej sypialni. Otworzyłem lekko drzwi. Alex leżała w łóżku i patrzyła w sufit. Spojrzała na mnie.
-Przepraszam. -szepnęła. Podszedłem do niej i usiadłem obok.
-Za co? To ja przepraszam. Nie powinienem... -zacząłem ale mi przerwała.
-Jesteś z nim w zmowie? Chcesz mnie wykorzystać? Chcesz mnie zabić? Chcesz mnie zaciągnąć do niego by mnie zgwałcił? Czy może coś innego? -te pytania sprawiły, że zakuło mnie w sercu. Ona się mnie bała.



*ALEX's POV*

Boję się. Boję się. Naprawdę się boję. Po prostu musiałam go o to zapytać. Spojrzał na mnie z bólem w oczach. Wiedziałam, że to go zaboli ale po prostu musiałam.
-Alex... -zaczął.
-Tak czy nie? -nie wiedziałam co o tym myśleć.
-Nie. Pozwól mi to wytłumaczyć. Proszę. -kiwnęłam głową. Chciałam znać prawdę. -Dziękuję. Kocham cię i nigdy nie zrobiłbym czegoś takiego. Nigdy bym cię nie skrzywdził. Jesteś dla mnie naprawdę ważna. A ta... Ta kartka... Nie tyczyła się akurat ciebie... Bardziej mnie. Chodzi... Chodzi o to, że on nie chce ciebie tylko coś twojego. -spojrzałam na niego pytająco.
-Coś czyli?
-Nerkę.
-Nerkę?!! -wykrzyknęłam. -Jak to nerkę?! Jaja sobie robisz?! Po co mu to?!
-Dla kasy. Jak byłem mały zabrał mnie w pewne miejsce, ogłuszył i wyciął. Zostawił mnie na pastwę losu. Wykrwawiałem się ale mama mnie znalazła. Pewnie zastanawiasz się skąd to wiem.. Powiedział mi to kiedy za nim wybiegłem. -zaszkliły nam się oczy. -Dlatego byłem taki przygnębiony. Przepraszam cię, naprawdę. Alex, proszę cię... -spojrzałam na niego. Leciały mu łzy. Nie mówiąc nic, przytuliłam się do niego i wtuliłam glowę w jego szyję.
-Kocham cię. -powiedziałam  i poczułam coś mokrego na ramieniu. Justin płakał. -Przepraszam, że cię tak oskarżyłam. Damy radę. Pojedziemy do szpitala, oddam mu tą nerkę i już. -bałam się tej decyzji ale musiałam coś zrobić.
-Nie. Nie zrobisz tego.
-On nam nie da spokoju. Przestań..
-Nawet o tym nie myśl. Nie pozwolę by cię skrzywdził. Nie zrobi ci tego.
-Justin...
-Gdyby nie ja, byłabyś bezpieczna.
-Przestań! Siedzimy w tym razem. Razem z tego wyjdziemy. Jasne?
-Jasne. -usmiechnął się i mnie pocalował. Poczułam, że to na pewno jest ten jedyny.
-Chodź spać. W poniedziałek musimy pójść do szkoły w końcu.
-Co? Po co?
-I tak zrobiliśmy sobie 'długi weekend' a do wakacji został dwa tygodnie, w czym tydzień lekcji.
-Eh no tak. Ale jeszcze mamy dwa dni. -uśmiechnął się do mnie. Położyliśmy się w łóżku. Wtuliłam się w jego ramię a on zaczął bawić się moimi włosami. Zasnęłam.

Jest ciemno. Nie wiem gdzie jestem. Budynek? Magazyn? Las? Gdzie ja jestem? Zaczęłam iść przed siebie. Potknęłam się o coś. To chyba był korzeń. Tak to byl korzeń. Dotknęłam drzewa. Nagle ktoś złapał mnie od tyłu i związał ręce. Zaczęłam krzyczeć. Dostałam w twarz. Zakleił mi usta. 
-Znów się spotykamy Panno Stage. -usłyszałam. -Nie wierć się. Obiecuję, że nie będzie bolało. -Zaświecił lampkę i zobaczyłam ogromną strzykawkę. Mężczyzna napełniał ją błękitnym  płynem. Kiedy odwrócił się w moją stronę, zdałam sobie sprawę kto to był. John. -A teraz, wbiję igłę w twoją rękę, ty zaśniesz, ja zrobię co trzeba i się pożegnamy. Na zawsze. -uśmiechnął się szyderczo. Złapał mnie za łokieć. Jego dłoń była zimna, spocona i brudna. Podniósł moją rękę do swojej twarzy i pocałował mnie w nią. Wzdrygnęłam się z obrzydzenia. -Nie podoba ci się? -spojrzał na mnie po czym przeniósł mnie na duże łóżko. Bałam się. Cholernie się bałam. Miejsce gdzie leżałam było strasznie nie wygodne. John złapał mnie za biodra i przycisnął do siebie. Zaczął mnie dotykać. To było straszne. Próbowałam krzyczeć. Ale nie mogłam.

Obudziłam się cała mokra. Z oczu leciały mi łzy. Wstałam z łóżka i poszłam w stronę łazienki. Zapaliłam światło. Moje odbicie w lustrze było przerażające. Osunęłam się na podłogę i zaczęłam płakać. John może być zdolny do czegoś takiego. On może mi to zrobić.
Rozmyślałam o tym bardzo długo kiedy nagle ktoś delikatnie zapukał do drzwi. Spojrzałam w ich stronę i zobaczyłam Justina.
-Hej, skarbie... Co jest? -zapytał. Patrzyłam na niego ale nie mogłam z siebie nic wydusić. -Chcesz porozmawiać? -kiwnęłam głową na 'nie'. Chłopak przytulił mnie i zaczął delikatnie kołysać. Tego teraz potrzebowałam. Poczucia bezpieczeństwa i miłości.

_________________________________________________________________
Mam wielką nadzieję, że rozdział się podobał :) 
Byłabym bardzo wdzięczna za jakiekolwiek komentarze. 
Dziękuję, że jesteście! <3

@Belieber__AS

czwartek, 3 lipca 2014

STARA NAZWA BLOGA

WCZEŚNIEJSZA NAZWA BLOGA: 
My Purple World JB

mypurpleworldjb.blogspot.com

TERAŹNIEJSZA NAZWA BLOGA: 

Sometimes It's Hard To Face Reality

sometimesitshardtofacereality.blogspot.com

Rozdział 25. Is it true?

Mimo tego, że przy nim nie czułam strachu, to i tak miałam złe przeczucia. Okej, może zabrać mnie... Ale dlaczego wszyscy wokół mnie muszą cierpieć? Przed Justinem ogromna kariera. Nie mogę mu tego zepsuć. Nie chcę. Chcę by był szczęśliwy...  Chcę by wszystko było jak dawniej. Chcę aby zabrał mnie a ich po prostu zostawił.  Dlaczego to jest takie trudne?

*JUSTIN'S POV*

Alex zasnęła w moich ramionach. Zastanawiałem się co John chce od niej. Przecież... Musi mieć jakiś plan. Tak, był moim ojcem.. Nie, nie był. Zrobił coś co jest po prostu.. Niewybaczalne. Poprzez uwodzenie mamy Alex a potem, prześladowanie jej córki... Chce się zbliżyć do mnie? Ale po co? Chce się mnie pozbyć? A może chce zobaczyć czy wciąż może na mnie polegać? Zaraz... Polegać z czym? Że mu pomogę uwieść Alex? Że mu pomogę ją zgwałcić? A może zabić? NIE. Tak nie będzie. Nigdy.
Zastanawiałeś się nad tym bardzo długo. Nie miałem ochoty na sen. Była godzina 8.00am. Chciałem zejść na dół ale bałem się zostawić Alex. Nagle usłyszałem krzyk Jazzy. Od razu się zerwałem i pobiegłem do pokoju, w którym się znajdowała. Wziąłem ją na jedna rękę a Jaxona na drugą. Zaniosłem ich do mojej dziewczyny. Siedziała na łóżku przerażona. Posadziłem dzieciaki obok niej i szybko wróciłem do tamtego pokoju. Zacząłem szukać i patrzeć o co mogło chodzić. Sprawdziłem pod łóżkami, w szafach, za drzwiami, wszędzie. Nagle usłyszałem krzyk Alex. O co tu kurwa chodzi?! 
-Za oknem! -krzyknęła. Spojrzałem w tamtą stronę. John. 
-Kurwa. -zbiegłem szybko na dół i wybiegłem z domu. Zobaczyłem jak ten gnój ucieka. Podążałem za nim. Biegłem tyle ile sił w nogach. Skręcił. Byłem coraz bliżej. Złapałem go za kołnierz. Przewrócił się. Odwróciłem go na plecy by zobaczyć jego twarz. Kurwa to był on. Zacząłem go bić bez opętania. Twarz, brzuch, nogi, żebra, ręce... W końcu odpuściłem i wstałem.
-No i co? Tylko na tyle cię stać? -usłyszałem głos zza siebie. On wciąż miał czelność coś do mnie mówić. -Nie zabijesz mnie? Przecież prześladuję twoją dziewczynę.
-Zamknij się. -powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
-No co ty... Zatłucz mnie. Będziesz miał spokój. Alex będzie miała spokój...
-Słuchaj, czego ty tak naprawdę chcesz?
-Chcę jej.
-Po co?!
-Ma coś co musi należeć do mnie. -Gdy to usłyszałem, zamurowało mnie. Co Alex mogła mieć.
-Co to jest? Naszyjnik? Pierścionek? Książka? Kasa?
-Huh, naprawdę myślisz, że czegoś takiego nie mógłbym po prostu ukraść? -zbił mnie z tropu. Skoro to nie jest nic z tych rzeczy to...
-Co to jest? -powtórzyłem wcześniejsze pytanie.
-Nerka.
-CO?! Chcesz jej odebrać nerkę?!
-No a co ty myślałeś? Wiesz jaki jest na to popyt? -nagle wszystkie informacje połączyły mi się w całość.
-Kiedy... Kiedy byłem mały... To dlatego mama od ciebie odeszła?
-Yup! -przytaknął z tym swoim uśmieszkiem.
-To dlatego... Ale... Dlaczego nic nie pamiętam z pobytu w szpitalu?
-Nie było szpitala. Zabrałem cię, ogłuszyłem, zabrałem nerkę, zostawiłem. Twoja mama cię znalazła, ledwo oddychałeś, blah, blah, blah... -gdy to usłyszałem poczułem do niego jeszcze większą nienawiść.
-Zostawiłeś mnie samego na pastwę losu?
-Yup!
-Dlaczego? -mój głos lekko się załamał.
-Dlaczego? Huh! A po co mi jakiś bachor? Miałem cię prowadzić za rączkę do szkoły?
-Chciałem mieć ojca! Mama mi opowiadała jaki to jesteś super, jak pomagałeś innym, jak interesowałeś się tym czym ja... Ale nigdy mi nie powiedziała, dlaczego naprawdę odszedłeś.
-No to już wiesz. Teraz poproszę o nereczkę Alex. -uśmiechnął się szyderczo.
-Dlaczego ona?!
-Przypadkiem poznałem jej mamuśkę, a gdy dowiedziałem się, że ma córkę? Kurrde, świetny materiał na sprzedaż!
-Ty... ty jesteś jakiś pojebany!
-Och dopiero to odkryłeś?
-Zostaw nas w spokoju. Rozumiesz?!
-Nie. Ciesz się, że nie chcę obu nereczek Alex. -Gdy to usłyszałem, podbiegłem do niego i znów zacząłem tłuc. To było za wiele. Kiedy jego oddech był płytki, wstałem i ruszyłem w stronę domu.


*ALEX's POV*

-Za oknem! -krzyknęłam gdy tylko Justin znalazł się w naszej sypialni.
-Kurwa. -powiedział cicho po czym wybiegł z pokoju. Usłyszałam trzask drzwi. Wybiegł. Spojrzałam na dzieciaki. Były strasznie przerażone.
-Wszystko w porządku. On zaraz wróci. -Objęłam ich i mocno przytuliłam.
-Alex... A kim był tamten pan? -zapytał Jaxo.
-On? Umm... Nie wiem...
-A co...-zaczęła Jazzy. Przełknęła ślinę. - Co tam robił?
-Wiesz co? Nie wiem, naprawdę... -nie wiedziałam co powiedzieć. Nie powiem im przecież, że to prześladowca, który nie daje mi żyć. -Słuchajcie... Może zawieziemy was dzisiaj do mamy, co?
-Ale dlaczego? -zapytała dziewczynka.
-Chciałabym trochę pobyć sama z Justinem. Omówić tą sytuację... Potem znów was zabierzemy, co? Możemy tak zrobić? -spojrzałam na nich. Oboje przytaknęli. -Tylko musicie mi coś obiecać, nie powiecie mamie tego co dziś zaszło? Proszę was.
-N-no dobrze, ale dlaczego? -zapytał Jaxo.
-Chciałabym sama z Justinem ją o tym poinformować. Dobrze? -zapytałam, po czym się lekko uśmiechnęłam. Zgodzili się. -Chodźcie pójdziemy zrobić śniadanie.
Jaxo zeskakiwał pojedynczo z każdego schodka głośno licząc, a Jazzy schodziła siedząc na każdym z nich. Ja byłam za nimi. Dzieciaki pobiegły do kuchni i usiadły na krzesłach. Podeszłam do lodówki, wyjęłam potrzebne artykuły i zaczęłam przyrządzać śniadanie. Cały czas zastanawiałam się co z Justinem. Czy wszystko w porządku? Bałam się o niego. Postawiłam jedzenie na stole po czym zaczęłam nalewać sok pomarańczowy do szklanek.
Ktoś wszedł do domu. Ruszyłam ku drzwiom i zobaczyłam Justina. Był zdenerwowany i... zapłakany.
-Jazzy! Jaxo! Zjedzcie a my zaraz przyjdziemy. Jak skończycie to pójdźcie pooglądać telewizję i jak coś to nas zawołajcie, dobrze? -krzyknęłam, tak by usłyszeli.
-Dobrze! -dostałam odpowiedź.
Podeszłam do Justina. Spojrzał na mnie po czym spuścił wzrok. Przytuliłam się do niego. Złapał mnie tak mocno, że widziałam, iż mnie potrzebował.
-Chodź... -powiedziałam cicho i zaprowadziłam go do pokoju obok. Usiedliśmy na podłodze. Justin wtulił mi się w szyję. Zaczęłam go głaskać po głowie. -Ćsi... Co się stało? Powiesz mi? -poczułam jego łzy na szyi.
-Nie... Nie ch-chcę n-na razie o tym r-rozmaw-wiać o-okej? -powiedział po czym mocno mnie przytulił.
-Wszystko będzie dobrze. Przejdziemy przez to razem. Możesz na mnie polegać. -pocałowałam go w czubek głowy. -Kocham cię bardzo mocno. Damy radę. -przytuliłam go mocniej.
-J-ja ciebie t-też Alex. I-i choćby nie wiem c-co, nie zostawię cię.

_______________________________________________________________________________
Podoba się rozdział? :)
Bardzo Was proszę o komentowanie rozdziałów abym wiedziała czy mam dalej pisać :)
Bardzo Wam dziękuję za to, że wciąż jesteście i czytacie mojego bloga. Bardzo dziękuję.

@Belieber__AS

KONTAKT

Skontaktować możecie się ze mną w następujący sposób:

1) Poprzez pisanie komentarzy
2) Poprzez Twitter: @Belieber__AS
3) Poprzez napisanie maila w okienku 'Szybki kontakt'
4) Business: business.alexandrablog@vp.pl

piątek, 16 maja 2014

Rozdział 24. New Day. New Way. New Life. Something else.

Droga była dosyć długa. Zastanawiacie się pewnie gdzie mnie zabrał? Otóż wszystko w swoim czasie.
Jechaliśmy około półtorej godziny. Byłam już dość zniecierpliwiona, bo Justin nie chciał mi nic powiedzieć. No a przecież wie (doskonale wie), że nie lubię niespodzianek.
-Powiesz mi w końcu gdzie jedziemy? Albo chociaż gzie jesteśmy? -zapytałam.
-Nie. -uśmiechnął się. -Spójrz w prawo. -gdy odwróciłam głowę ujrzałam piękny dom. Był wysoki, szeroki i miał biały kolor. Okna miały kasztanowe framugi a drzwi wejściowe były podwójne tego samego koloru. Nie da się opisać jak piękny był. Justin skręcił w bramę prowadzącą do tego budynku.
-Ale przecież nie wiesz kto tu mieszka. Nie możemy tak po prostu tutaj wjechać. -zaczęłam panikować.
-Kochanie, spójrz na tabliczkę. -wskazał palcem na małą metalową tabliczkę wiszącą przy furtce: "Alex and Justin Bieber.".
-C-co? -powiedziałam dosyć oszołomiona.
-To co widzisz, shawty. -wysiadł z samochodu. Zrobiłam to samo. -Witaj w domu. -powiedział i złapał mnie prawą ręką w talii. Byłam naprawdę zdziwiona. Nie wierzyłam, że mój chłopak mógł kupić nam dom. No przepraszam bardzo, ale skąd wie że nasz związek się (tfu! tfu!) nie rozpadnie? To było naprawdę kochane z jego strony. Kiedy weszliśmy do domu... oniemiałam. Na przeciw drzwi wejściowych były ogromne (w dosłownym znaczeniu tego słowa) schody, które na górze ukazywały ogromny korytarz. Na dole po prawej stronie schodów było małe pomieszczenie, gdzie wiesza się kurtki. Gdy się przeszło dalej, można było zauważyć ogromną, (powtórzę) ogromną kuchnię. Była białego koloru oraz masa sprzętu agd. Kuchnie była w kształcie litery L. To jest, zaczynała się tą krótszą częścią, potem skręcało się w lewo. Idąc prosto mijało się część jadalną i wychodziło się po drugiej stronie domu (tej po lewej stronie schodów) gdzie był wielki salon (dwa razy większy niż kuchnia!). Abyście to sobie lepiej wyobrazili, oprowadzę was po salonie od strony drzwi wejściowych. A więc, skręcacie w lewo od schodów i pierwsze co zobaczycie to duży stół do billardu. Obok niego na ścianie wisiały kije, leżały kostki i bile. Wchodząc głębiej do salonu możecie zauważyć ogromną białą kanapę w kształcie |____|. Na przeciw niej wisiał telewizor. Obok stała, po sam sufit, szafka z różnego rodzaju płytami, kasetami itp. Dalej były drzwi na ogród (który był naprawdę piękny). Będąc na górze schodów pierwsze co widać to jedna para drzwi z tabliczką "Pokój gościnny". Nie wchodziliśmy tam. Skręcając w prawo minęliśmy pokoje "Łazienka", "Pokój Gościnny", "Pokój Gościnny", "Pokój Gościnny" (tak, aż cztery pokoje gościnne) Owszem, przesada...  Zrobiliśmy połowę koła (góra była okrągła, że można było patrzeć z góry na dół -wiecie o co mi chodzi, co nie?), "Jazzy" i natrafiliśmy na pokój "Alex i Justin". Weszliśmy tam. Pierwsze co zobaczyłam to ogromne (wszystko jest ogromne w tym domu) okrągłe, białe łóżko, obok dwie małe białe szafki. Na przeciw niego wisiał średniej wielkości telewizor. Obok było biurko. Po lewej stronie pokoju były kolejne dwie pary drzwi: Łazienka i Garderoba. Weszliśmy do garderoby. Była zapełniona masą ubrań. Zdziwiło mnie to, bo damska część była w moich rozmiarach. Skąd on miał na to pieniądze? pomyślałam. Już chciałam zapytać ale Justin poprowadził mnie przez małe przejście, za łóżko gdzie po prawej stronie były drzwi "Jazzy" a po lewej "Jaxon". Spojrzałam na Justina.
-Obiecałem dzieciakom, że będą z nami mieszkały w trakcie wakacji, ferii, wolnego, choroby, kiedy mama gdzieś będzie musiała wyjechać itp. Gdy coś będzie nie tak, w każdej chwili będą mogły do nas wejść. -powiedział.
-Jesteś kochany. -uśmiechnęłam się.
Potem weszliśmy do pokoju Jazzy, Jaxona, do łazienek i pokoi gościnnych, pokoju gier, małej siłowni i małego studia nagraniowego, aż w końcu ktoś zadzwonił do drzwi. Justin zbiegł szybko na dół. Natomiast ja schodząc po schodach pawałam się widokiem nowego domu. Byłam zdumiona tym, że Justin go kupił. W drzwiach ujrzałam Jazzy i Jaxona. Nawet nie wiecie jak ja ich pokochałam. Dzieciaki z wielkimi uśmiechami na twarzach wbiegły do domu i zaczęły wszystko oglądać. Oni są tacy bezproblemowi... Weszliśmy do kuchni i postanowiłam, że zrobię sałatkę owocową. Wyjęłam potrzebne artykuły i zaczęłam je myć. Justin ze swoim rodzeństwem usiedli przy stole i rozłożyli puzzle. Przez cały czas śmiali się, szaleli, rzucali w siebie kawałkami układanki. To był cudowny widok.

*Pare godzin później*

Po obejrzeniu wieczornego filmu, wszyscy poszliśmy na górę. Pokazałam pokoje dzieciakom. Justin natomiast położył się spać. Źle się poczuł albo nie chciało mu się pomóc rodzeństwu. Przebrałam Jazz i Jaxa w ich piżamy i położyłam do łóżek.
-Słodkich snów, księciu. -pocałowałam chłopca w czoło na co on otoczył moją szyję rękoma i przytulił.
-Wiesz co? -zapytał. -Jesteś cudowna. Nie sądziłem, że Justin znajdzie sobie taką dziewczynę. Kocham Cię, wiesz?
-Wiem skarbie. Ja ciebie też. -jeszcze raz pocałowałam go w czoło. Następnie podeszłam do Jazzy. -Śpij dobrze kochanie. -zrobiłam to samo co przed chwilą dla Jaxona.
-Ty też. Kocham cię Alex. -przytuliła mnie mocno.
-Ja ciebie też. Kocham was oboje. Zawsze na moim pierwszym miejscu. -uśmiechnęłam się.
-A ja? -nagle w drzwiach pojawił się Justin.
-Hmm... Zastanówmy się. -podeszłam do niego. Palcem wskazującym dotknęłam jego ust.
-Podoba mi się to... -wyszeptał.
-Haha, nie licz na to. -uśmiechnęłam się łobuzersko.
-No to jak? Co ze mną?
-Śpisz z rodzeństwem? -Ach ten mój "żart". haha
-Wiesz co mam na myśli... -wymruczał popychając mnie w tył klatką piersiową i łapiąc za biodra.
-Mmm... Nie... -udałam zastanowienie. -Chyba nie...
-Kocham cię. -powiedział i szeroko się uśmiechnął.
-Ja ciebie też. Całą waszą trójkę. Wszyscy jesteście na pierwszym miejscu. -Na ich twarzach pojawił się grymas. -No co?
-Wszyscy? -powiedzieli chóralnie. Podeszłam do drzwi i kliknęłam wyłącznik światła.
-Dobranooc... -wyszłam. Podążyłam ku pokojowi z tabliczką "Alex i Justin". Mój chłopak szedł za mną. Przebraliśmy się i weszliśmy do łóżka. Biebs pocałował mnie na dobranoc. Nie minęło 5 minut a już spał. Typowe. 

*około 2 w nocy*
Wyjęłam spod poduszki zeszyt. Zaczęłam pisać.

"Drogi pamiętniku,
Jest godzina 2.15am. a ja wciąż nie śpię. Nie mogę. Zdaje mi się, że ktoś mnie obserwuje. Sprawdziłam wszystko-nikogo tu nie ma. Justin śpi w najlepsze a ja siedzę bezczynnie. Żeby zabić czas, może opiszę mój dzień?
Justin kupił dom. Nawet nie wiesz, drogi pamiętniku, jak duży. Są tutaj (!) 4 pokoje gościnne, pokój Jazzy, Jaxona i nasz. Nie będę opisywać jak wygląda. Jednym słowem jest PRZEPIĘKNY! 
Jak mi minął dzień? Cudownie. Rodzeństwo Justina dziś u nas nocuje. Jax, w pewnym sensie, podziękował mi, że jestem z Biebsem. Razem z Jazz powiedzieli, ze mnie kochają. W moim sercu zrobiło się tak cieplutko... Poczułam się naprawdę doceniona i... potrzebna. 
A co u mamy? Szczerze? Nie mam pojęcia.. Nie miałam okazji jakoś dłużej z nią pogadać. 
Zaraz wracam.
Drogi pamiętniku, jest godzina 2.25am. usłyszałam coś na dole. Boję się.
Drogi pamiętniku, ktoś tu się zbliża. Budzę Justina."

Odłożyłam zeszyt na bok i zaczęłam szturchać chłopaka. 
-Co jest? -zapytał.
-Ktoś jest w domu i właśnie zbliża się ku naszemu pokojowi. -na te słowa od razu się podniósł.
-Jak to?
-No nie wiem. Najpierw usłyszałam, ze coś upadło a teraz... ćsii... słyszysz? -po chwili hałas ucichł i ktoś wyszedł z domu.
-Alex... Co to jest pod drzwiami? -podszedł do nich. Koperta. 
-Daj mi to. -wyciągnęłam rękę.

*treść*
Myślałaś kiedyś nad tym, co by było gdyby?
Gdyby twój chłoptaś cię nie ochraniał?
Gdyby twoja mamuśka była moją żoną?
Gdybyś widywała moją buźkę co noc?
Co by było gdybyś była sama? 
Też byś była taka odważna?
Pomyśl.
Och, zapomniałbym! 
Aktualnie psy mnie szukają i prawdopodobnie, och jaka szkoda, złapią.
Gra jest nieczysta. Będziecie mieli CHWILĘ oddechu.
Może.
Słodkich snów!

-Justin.... Boję się. -wtuliłam się w jego ramię.
-Nie bój się, shawty. Przejdziemy przez to, tak? Wygramy z nim, tak? Nie damy się. -pocałował mnie. Przytaknęłam mu. 
Mimo tego, że przy nim nie czułam strachu, to i tak miałam złe przeczucia. Okej, może zabrać mnie... Ale dlaczego wszyscy wokół mnie muszą cierpieć? Przed Justinem ogromna kariera. Nie mogę mu tego zepsuć. Nie chcę. Chcę by był szczęśliwy... 






___________________________________________________________________________
Przepraszam za nieobecność! Nie miałam zbytnio czasu na pisanie opowiadania. Bardzo ale to BARDZO PRZEPRASZAM! Blog będzie nadal prowadzony!
Wymyśliłam już niesamowite zakończenie, także czekajcie :)
Planuję max. 60 rozdziałów. Może będzie coś jak "My Purple World JB -Part II". Zobaczymy co świat pokaże.
DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM CZYTELNIKOM ZA TO, ZE SĄ ZE MNĄ I WCIĄŻ INTERESUJE ICH MÓJ BLOG!

KOCHAM WAS!

@Belieber__AS

sobota, 8 marca 2014

UWAGA!

PRZEPRASZAM ZA MOJĄ DŁUUGĄ NIEOBECNOŚĆ ALE OSTATNIO WGL NIE MIAŁAM CZASU NA PISANIE OPOWIADANIA. BARDZO WAS PRZEPRASZAM ALE NAPRAWDĘ NIE DAM RADY. TERAZ BĘDĄ TESTY I WGL I MAM MASĘ NAUKI.
OBIECUJĘ, ŻE NIEDŁUGO DODAM KOLEJNY ROZDZIAŁ.
PROSZĘ, BĄDŹCIE CIERPLIWI.
DZIEKUJĘ. PRZEPRASZAM. 
~@Belieber__AS

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 23. It Was A Bad Day.

Gdy się obudziłam, zobaczyłam jak wszyscy siedzą przy stole i o czymś rozmawiają. Nie zauważyli, że już nie śpię. Chciałam podnieść się z łóżka gdy nagle usłyszałam:
-Wiem, że to dla niej złe... No ale zrozumcie, nie zrobię tego. Ja ją kocham... -Justin? O czym ty mówisz? 
-Wiemy, ale nie widzisz co się dzieje? Wszyscy ją atakują. Fani są zazdrośni. -powiedział Scoot.
-No to co z tego? Damy jakoś radę...
-Co? Może mam ci jakąś ochronę zatrudnić? Hę?
-To nie jest zły pomysł... No ale posłuchaj, dlaczego mam jej to robić skoro możemy jakoś to przetrwać? Nie słyszałeś? "Miłość przezwycięży wszystko". -Miłość przezwycięży wszystko... powtórzyłam w myślach.
-Co z takiej miłości jak miliony ludzi nienawidzą tej dziewczyny?
-A co mnie obchodzą te miliony? Wiesz co? Jeśli każesz mi z nią zerwac -CO?! ZERWAĆ ZE MNĄ?! - To wiedz, że prędzej zrezygnuję ze śpiewania niż z niej.- wstał od stołu i podszedł do mnie. Udałam, że się przebudzam.
-Witaj słońce. powiedział na co się uśmiechnęłam.
-No hej.. -powiedziałam.
-Jak się czujesz? Boli cię coś?
-Justin... To tylko uderzenie w policzek... Wszystko okej. -uśmiechnęłam się.
-Dzisiaj mają przyjechać nasze mamy a razem z nimi Jazzy i Jaxon.
-Ojej! Naprawdę? Czemu mi nic nie powiedziałeś?
-Niespodzianka. -pocałował mnie w czoło.
-Justin? -zawołał go Scooter. -Chodź na chwilę. -chłopak westchnął i ruszył w kierunku Scoota.
Intensywnie o czymś rozmawiali. Co chwilę, któreś z nich spoglądało na mnie z minął jakby miał być koniec świata. Ciekawa byłam o co chodzi. Po chwili doszedł jeszcze Ryan i robił to samo co oni. To było naprawdę wkurzające. Postanowiłam, że wstanę i się ubiorę. Podeszłam do szafy i zaczęłam brać jakieś ciuchy. Nagle ktoś przytulił mnie od tyłu. Uśmiechnęłam się lekko ale nie przerywałam czynności. coś mnie pokorciło bym spojrzała w lusterko. To co zobaczyłam zabiło mnie od środka. To nie był Justin. To był John. Krzyknęłam przerażona i zaczęłam się szarpać. Wołałam Justina, który po chwili przybiegł. Gdy zobaczył Johna, trzymającego mnie, wpadł w furię.
-Puść ją kurwa, albo rozjebię cię na kawałki. -powiedział przez zęby. Zacisną ręce w pięści. Był strasznie poddenerwowany. Szczerze? Nigdy aż tak.
-Ooo.... I przyszedł główny bohater tego przestawienia.
-Weź mnie nie wkurwiaj. Puść ją.
-Dlaczego? -tak... to pytanie zdziwiło wszystkich. Debil. 
-Boże, serio? Możesz nie zadawać takich durnych pytań tylko ją puścić?
-Daj mi choć jeden powód.
-To jest MOJA dziewczyna. Ona NIE JEST twoją własnością. I przede wszystkim... Nie widzisz, że ona ciebie NIE CHCE?
-Ohh.... Zmieni zdanie gdy poczuje jak dobry jestem w łóżku. -wyszczerzył zęby. Gdy to usłyszałam, skręciło mnie z obrzydzenia... i strachu. Justin nie wytrzymał. Rzucił się na Johna, który popchnął mnie na podłogę. Zaczęli się bić. Pobiegłam szybko do sąsiedniego pokoju. Siedział tam Scooter i Ryan,
-Kurwa! Wy naprawdę nie słyszycie co się tam dzieje?! -krzyknęłam. Spojrzeli na mnie zdziwieni. -Ja pierdole! Dzwońcie na policję! Pomóżcie mu! Cokolwiek! -gdy to usłyszeli, wstali i podążyli za mną. Wbiegłam do pokoju gdzie byli Justin i John.. Bili się. Mój chłopak był cały we krwi. To był okropny widok. Zaczęłam krzyczeć by przestali. Scooter rzucił się na Johna a Ryan na Justina. Obaj się wyrywali ale na szczęście po chwili się uspokoili.
-Co tu się kurwa dzieje?! -krzyknął Scoot. Położył mężczyznę na podłodze, usiadł na nim i związał ręce. W tym czasie ja zadzwoniłam na policję.
Przyjechali naprawdę szybko. Opisaliśmy całą sytuację, zadali jeszcze pare pytań i zabrali go. Nam kazali potem przyjechać by zdać dokładne zeznania.
Kiedy wyszli, poczułam ulgę... ale i strach. Spojrzałam na Justina. Z jego nosa leciała krew, miał rozcięty łuk brwiowy i wargę. Jego dłonie były całe czerwone a bluzka lekko poszarpana, z dziurami. Ten widok był przerażający. Spojrzałam chłopakowi w oczy. Patrzył się na mnie z zaciekawieniem i troską. Po chwili do oczu zaczęły napływać łzy, więc pobiegłam do łazienki. Zamknęłam się w łazience. Oparłam się rękoma o umywalkę i patrzyłam na swoje odbicie w lustrze.
 Dlaczego to wszystko musi się dziać akurat nam? Dlaczego nie możemy być w normalnym związku? Dlaczego Justin nie może normalnie spełniać marzeń? Jak w naszym życiu pojawił się John? Dlaczego wybrał akurat mnie? Czy gdym nie spotkała Justina, to czy on nie musiałby tego przeżywać? Ale zaraz... On znał Johna przede mną. Przecież sam mnie przed nim ostrzegał... Ale skąd on go znał? No tak... Mówił, że zabajerował Pattie i potem coś się stało i nagle są wrogami. Zaraz, zaraz... Ale co się stało? Co było przed tym? Była jakaś kłótnia i stali się wrogami? A może John jest w jakimś gangu i chciał go w to wciągnąć? Hm... Niee.... To niemożliwe. Chociaż.. Niee... Na pewno nie. Byłam w tak wielkim skupieniu, że nie poczułam, że osuwam się na ziemie. Teraz siedziałam klęcząco na podłodze z opartą głową o szafkę. Nagle usłyszałam delikatne pukanie do drzwi. Zignorowałam to. Nie chciałam teraz z nikim rozmawiać. Dotknęłam swojego policzka. Poczułam, że jest mokry. Płaczę? Emocje same ze mnie wypływały. Nawet nie wyczułam kiedy zaczęłam płakać tak, że nie mogłam wziąć oddechu. To wszystko mnie przerastało. Zamknęłam oczy, położyłam się na chodniczku i tak cicho łkałam. W pewnym momencie poczułam jak ktoś kładzie się za mną i obejmuje. Bez słowa. Złapał mnie za dłoń i tak leżał. Justin? Spojrzałam na obejmującą mnie dłoń. Tak, to on... Ale jak tu wszedł? Spojrzałam na drzwi. Były zamknięte lecz na szafce leżał śrubokręt, którym najpewniej Justin sobie otworzył. Jeszcze raz zerknęłam na jego dłoń. Na kciuku miał trochę zaschniętej krwi. Zaczęłam jeszcze bardziej płakać.Chłopak zaczął głaskać mnie po głowie. Trochę się uspokoiłam.
-Przepraszam. -usłyszałam jak cicho szepnął mi do ucha. Otarłam łzy i odwróciłam się w jego stronę. Patrzył na mnie z ogromnym bólem. Nienawidziłam gdy tak na mnie patrzył. Dlaczego? Bo to mnie rozrywało od środka. Widzieć jak on jest smutny... jeszcze przeze mnie jest okropne. Dotknęłam dłonią jego policzka i delikatnie pocałowałam w usta. Nic nie mówiliśmy. Wtuliłam się w niego. Leżeliśmy tak bardzo długo lecz nam przerwano. Do łazienki wbiegli Jazzy i Jaxon. Jezu... Zapomnieliśmy. Mieli dziś przyjechać.... Skoczyli na nas i zaczęli szarpać, całować, przytulać i wszystko po kolei. Zaśmiałam się. Wstaliśmy z podłogi. Wzięłam na ręce Jaxona a mój chłopak Jazzy i wyszliśmy z łazienki. W pokoju siedziały Pattie i mama. Natychmiast postawiłam chłopca na podłodze i podbiegłam do mamy. Mocno ją przytuliłam.
-Cześć słońce. -powiedziała swoim delikatnym głosem. Spojrzałam na nią a potem na Pattie. Patrzyła na Justina ze zdziwieniem i wyraźnym bólem. Gdy on to zobaczył, uśmiechnął się, podszedł do niej i przytulił. Następnie wszyscy usiedli przy stoliku. Brat Justina od razu wgramolił mi się na kolana. Jazzy poczuła się zazdrosna i usiadła między mną a Justinem, kładąc nasze ręce na jej małych kolankach. Zerknęłam na nią, potem na mojego chłopaka. Uśmiechał się szeroko mimo, że sprawiało mu to ból (przez rozciętą wargę). W pewnym momencie, jak to nasza kochana Pattie, nie wytrzymała i musiała zapytać Justina co się stało.
-Biebs... A co ty robiłeś, że jesteś taki pokaleczony? -zapytała.
-Umm... To nic takiego mamo. -odparł.
-No ale jak to się stało? Synu, powiedz mi.
-No bo... -zaczął ale mu przerwałam.
-Spadł ze schodów. -dokończyłam za niego. -Widziałyście może jakie one są tutaj strome? Sama ledwo nie spadłam. -uśmiechnęłam się lekko.
-Dokładnie. Akurat tak upadłem, że walnąłem głową o kant ściany i tak wyszło...
-No dobrze -wtrąciła się moja mama. -A dlaczego leżeliście w ŁAZIENCE na podłodze? -tak, podkreśliła słowo 'łazience' ze znacznym sarkazmem. Spojrzałam na nią. Była chyba na mnie zła. O co jej chodzi? pomyślałam.
-Alex... -zaczęła naciskać. Poczułam jak nerwy znów mi puszczają. Miałam przed oczami całą tamtą sytuację: John. ja, Justin. John prowokuje Justina. Ja upadam na podłogę. Justin rzuca się na Johna. Idą pierwsze uderzenia. Justin zaczyna krwawić. John ma rozwalony tył głowy. Biegnę po Scootera i Rayana. Rozdzielają ich. Dzwonię na policję. Przyjeżdżają. Robią wywiad. Każą wieczorem przyjechać na komendę. Biegnę do łazienki. Płaczę. Dziwne myśli. Osuwam się na podłogę. Justin mnie przytula. Pocałunek. Jazzy i Jaxon. Mama. Pattie. Rozmowa. Znów wszystko wróciło. Powrócił tamten ból. Nie wytrzymałam. Wstałam od stołu i poszłam w stronę drugiego pokoju. Usiadłam na krześle i zaczęłam płakać. Po chwili ktoś wszedł do mojego pokoju. Kiedy spojrzałam w tamtym kierunku, zobaczyłam Jaxona ze smutną miną. Podszedł do mnie bez słowa, wgramolił na kolana i przytulił. Wtuliłam się w niego i cichło łkałam...
-Nie płacz.. -usłyszałam. Widziałam jak dla Jaxona poleciała łza.
-Hej... To nic takiego. -uśmiechnęłam się lekko i wytarłam mu policzek.
-Kocham cię, wiesz? -gdy to usłyszałam poczułam w sercu ciepło.
-Wiem Jax, ja ciebie też. -pocałowałam go w czoło i mocno przytuliłam.

*3 godziny później*

Justin wszedł do pokoju gdzie byłam z jego młodszym bratem.Podszedł do mnie, usiadł obok na podłodze i zaczął głaskać moje kolano.
-Już czas kochanie. -powiedział. Na co? zdziwiłam się. Och tak.... Zeznania. 
-Daj mi 10 min, ok? Przebiorę się i ogarnę twarz. -chłopak skinął głową i zabrał z moich kolan śpiącego brata. Wstałam z fotela i ruszyłam w stronę szafy. Kątem oka zauważyłam, że naszych mam już nie ma. Tylko rodzeństwo Justina. Zignorowałam to na chwilę i zaczęłam się ubierać. Następnie poszłam do łazienki, przemyłam twarz i zrobiłam delikatny makijaż. Gdy wyszłam, zobaczyłam, że Justin ubiera dzieciaki.
-Oni idą z nami? -zapytałam.
-Tak. -odpowiedział mój chłopak.
-Ale przecież... -nie zdążyłam odpowiedzieć bo on wstał, podszedł do mnie i uciszył.
-Jadą z nami. Przecież ich nie zostawię..
-A co one będą robić na policji?
-Powiedziałem im, że jadą zwiedzić komendę. Tam ugadamy się z jakimś policjantem i już. Wyluzuj. -Justin był wyjątkowo spokojny. Szczerze mówiąc... jakiś taki... inny?
Założyłam buty, wzięłam skórzaną kurtkę i złapałam dzieciaki za ręce. Justin trzymał ich kurtki i zamykał pokój hotelowy (który teraz jest naszym domem).
Wyszliśmy z hotelu, wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy na komendę. Dzieciaki były tak podekscytowane, że cały czas pytały się co i jak.

*Na komendzie policji*

Wchodząc do budynku, zauważyłam Scootera i Rayana siedzących przy wejściu. Skinęli głową do mojego chłopaka i zabrali Jazzy i Jaxona. Czyli wszystko załatwione... Po chwili podeszło do nas dwóch policjantów, którzy zaprowadzili nas do małego pomieszczenia. O dziwno ja i Justin nie zostaliśmy rozdzieleni.
-Może kawy? Herbaty? -zapytał policjant o imieniu Martin.
-Poproszę herbaty jeśli można. -powiedziałam. Mężczyzna przytakną i zrobił mi gorący napój.
-A pan? -spojrzał na Justina.
-Nie dziękuję. -odparł mój chłopak.
-A więc tak... -zaczął drugi mężczyzna, Henry. -Pani to Alex Stage, zamieszkała w...
-Stratford. -dokończyłam.
-Rozumiem. Urodzona...?
-24 maja 1994.
-Rozumiem. Masz rodzeństwo?
-Aktualnie mama jest w ciąży..
-Z kim? To znaczy... -zmieszał się. -Czy to z twoim prześladowcą jest  ciąży?
-Tak.. -ledwo co wypowiedziałam to słowo. Wciąż w to nie wierzyłam.
-Ma pani ojca?
-Zginął w wypadku. -w tym momencie Martin postawił koło mnie herbatę. -Dziękuję.
-Dziękuję tyle mi wystarczy. Teraz pan.. -spojrzał na mojego chłopaka. -Justin Bieber, zamieszkały w Stratford.
-Zgadza się. -odpowiedział.
-Urodzony...?
-01 marca 1994.
-Posiadasz rodzeństwo?
-Tak. Siostrę i brata.
-Ich imiona?
-Jazzy i Jaxon.
-Ma pan ojca?
-Tak. Nie rozumiem tylko po co to pytanie.
-Ponieważ obie wasze matki spotykały się z panem Johnem, zgadza się?
-No tak. Ale to chyba normalne, prawda? Moi rodzice się rozwiedli.
-Dobrze dziękuję. Teraz powiedzcie mi coś o panie Johnie Beatelsonie.
-Odkąd przeprowadziłam się tutaj z mamą, on cały czas się do mnie dobierał.. -przerwałam na chwilę. -Mieszkałyśmy u niego w domu. Powiedział, że jestt jakimś architektem czy coś.. Na początku wydawało się, że to spoko facet... No ale potem zaczęły się różne liściki, esemesy... To mnie naprawdę przerażało. On znał każdy mój ruch. -Martin wszystko zapisywał. -Potem poznałam Justina. Powiedział, że John to niebezpieczny facet. Od tamtej pory ciągle z nim byłam. Spotkałam jego paczkę itp.
-Dobrze. -przytakną Henry.
-No a potem to ja z nią całymi dniami przesiadywałem. -zaczął mój chłopak. -Bałem się, że coś jej się stanie. Następnie zacząłem iść w kierunku muzycznym, gdzie znów znalazł się John. Śledził nasz każdy krok. Potem policja wzięła go do aresztu gdzie miał spędzić pół roku. Wypuścili go o wiele, wiele wcześniej, na co my nawet nie zdążyliśmy zareagować a mieliśmy się zgłosić na komendę. Potem atakował Alex w łazience czy też w pokoju hotelowym. On był wszędzie.
-Rozumiem. To nam chyba wystarczy. Dziękujemy za rozmowę. -Tak szybko? pomyślałam. Wstaliśmy od stołu, wzięłam ostatni łyk herbaty i wyszliśmy z pomieszczenia. Wtuliłam się w Justina i poszliśmy po dzieciaki.
-Alex! Justin! Wiecie jak tu jest fajnie?! Tutaj mają swoje psy! Wiecie?! -zaczął krzyczeć Jaxon.
-I nawet pracują tutaj panie! Justin! Justin! Ja też chce być polonicjentką! -powiedziała Jazzy.,
-Księżniczko, policjantką. -uśmiechnął się i wziął małą na ręce, ja natomiast wzięłam Jaxona.
-To co teraz robimy? -zapytałam.
-A teraz mała niespodzianka. Scooter zabierze dzieciaki a my pojedziemy w pewne miejsce.
-Oo... A to jakie?
-Zobaczysz. -pomógł wsiąść rodzeństwu do samochodu.-Mam nadzieję, że zapodasz im ciekawe zajęcie, co?  -zaśmiał się.
-Będziesz musiał mi się jakoś odpłacić, bro. -powiedział Scoot.
-Dwa browary i nic więcej.
-Trzy i umowa stoi.
-No niech będzie. Moja strata. -wszyscy się zaśmiali.
-Jaka strata? Może ci dam jednego... łyka. Hahaha!
-Och jaki ty kochany jesteś!
-No oczywiście, że tak. -zaśmiał się. -Dobra my już spadamy. Wy też się ruszajcie. Jest coraz ciemniej a niespodzianka jest serio mega.
-Ej no to ty nawet o niej wiesz?! Powiedzcie mi.... -powiedziałam smutnym głosem na co Scoot mnie zignorował i po prostu odjechał. Chamsko. 
-Kochanie, już niedługo tak? Wsiadaj do auta. -pocałował mnie w czoło.
-Echh,.... -westchnęłam i zrobiłam to o co mnie prosił... a wręcz kazał.


______________________________________________________
A WIĘC MAMY KOLEJNY ROZDZIAŁ!
WIEM, ŻE DŁUUUUGO CZEKALIŚCIE ALE PO PROSTU NIE MIAŁAM CZASU ;C
BARDZO WAS PRZEPRASZAM!

POSTANOWIŁAM NADROBIĆ MOJĄ NIEOBECNOŚĆ I DODAŁAM MEGA DŁUGI ROZDZIAŁ (tak myślę).
SĄDZĘ, ŻE SIĘ WAM SPODOBA.
JEŚLI NIE-NAPISZCIE MI TO!
NA PEWNO COŚ ZMIENIMY ;)

JESZCZE RAZ PRZEPRASZAM ZA MOJĄ NIEOBECNOŚĆ!

ZAUWAŻYŁAM, ŻE W OBIECANYM DNIU DODANIA ROZDZIAŁU BYŁO NAPRAWDĘ WIELE OSÓB, KTÓRE WYCZEKIWAŁY GO A JA SIĘ NIE SPISAŁAM ;C

ALE DZIĘKUJĘ ZA TO, ŻE JESTEŚCIE!

KOCHAM WAS I JESZCZE RAZ DZIĘKUJĘ!

OBIECUJĘ, ŻE TERAZ ROZDZIAŁ DOSTANIECIE ZA DWA TYGODNIE BO ZACZNĘ WTEDY FERIEEE!
YEAAH!
NA PEWNO BĘDZIE W CZASIE TEGO WOLNEGO SPORO ROZDZIAŁÓW!

DZIĘKUJĘ I PRZEPRASZAM.

LOVE U.

Jeśli chcesz być informowany-daj w komentarzu link do swojego konta na Facebook'u bądź nazwę Twitter'a ;)
Pozdrawiam,


@Belieber__AS
+Jest nas prawie 6 tysięcy!
Dziękuję! <3