sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział 11. I'm sorry.

Obudził się. Czas na rozmowę. Spojrzałam na niego wkurzonym wzrokiem. Był zdezorientowany. Wstałam z łóżka i stanęłam na przeciwko niego.
-Ummm... O co chodzi? -powiedział zaspanym głosem.
-To ty mi powiedz o co chodzi. -nie chciałam zaczynać z samego rana kolejnej kłótni ale byłam strasznie ciekawa co ich łączyło.
-Nie rozumiem.
-Co cię łączyło z Meg? -walnęłam prosto z mostu.
-Mnie? Z nią? Nic.
-Nie pieprz mi durnot, okej?
-Ale ja...
-Czekaj. -przerwałam mu. -Postwierdzajmy fakty. -Justin spojrzał na mnie zdezorientowany. -Fakt numer jeden. Wracamy do domu. Widzimy Megi i och co się okazuje? Wy się znacie i patrzycie na siebie dziwnym, znaczącym wzrokiem. -Justin chciał mi przerwać ale nie pozwoliłam mu na to. -Pozwól, że skończę. Fakt numer dwa. Idę na górę a ty nie. Rozmawiałeś z kimś po czym wróciłeś delikatnie poddenerwowany. Dało się to zobaczyć bo miałeś napięte mięśnie. Fakt numer trzy. Dostałam sms'a od Margaret, że wraca do domu po kłótni z Benem. Fakt numer cztery. Żadnej kłótni nie było. Fakt numer pięć. Coś was łączy bo inaczej ona nie wróciłaby do domu a ty nie byłbyś wkurzony na Bena. Twoja kolej na obronę. -czułam się jakbyśmy byli w sądzie a ja byłam oskarżycielem a on oskarżonym. Dziwne uczucie.
-Fakt numer jeden nic nie oznacza. -powiedział.
-Nic? To dlaczego gdy cię zobaczyła posmutniała?
-Ja... Yhh.
-Czyli mam rację. -odwróciłam się w stronę drzwi. Chłopak złapał mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę.
-Słuchaj, nawet jeśli...
-A ha! -przerwałam mu.
-Nawet jeśli -kontynuował. -nas coś łączyło to było to bardzo, bardzo dawno temu, kiedy MY nie byliśmy razem. Więc dlaczego się wściekasz?
-Bo mi nie powiedziałeś. Ukrywaliście to przede mną. Rozmawialiśmy tyle czasu przez telefon itd. a wy mi nic nie powiedzieliście. -poczułam, że krew nie dopływa mi do nadgarstka. -Ał Justin... To boli. -spojrzałam na miejsce gdzie poczułam ból. Justin nie puścił. -JUSTIN DO CHOLERY PUŚĆ MNIE!
Zrobił to. Spojrzałam na niego ze łzami w oczach.
-Ja...
-Nie ważne. -powiedziałam i wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół cała zapłakana i poszłam do kuchni. Chciałam pobyć sama. Chłopak nie przyszedł za mną. Został tam. Otworzyłam szafkę i wyjęłam sokowirówkę. Wzięłam 3 pomarańcze i zrobiłam sok. Dźwięk maszyny mnie uspokajał. To było jak... wyładowanie emocji. Po wypiciu soku usiadłam na parapecie i płakałam zastanawiając się co właściwie się zdarzyło. Po chwili podszedł do mnie Justin i złapał mnie w tali.
-Przepraszam. -powiedział. -Naprawdę bardzo cię przepraszam. Wiesz, że nie chciałem tego zrobić. -przytaknęłam głową. -Kocham cię Alex.
-Ja ciebie też. -no i jak po każdej kłótni zaczęliśmy się całować. Ale nie tak umm... namiętnie tylko delikatnie i z miłością. Gdy skończyliśmy przytuliłam się do niego i schowałam głowę w jego obojczyku.
-Przepraszam. -wyszeptałam.
-Nie masz za co, kochanie. To była moja wina.
-Możemy już do tego nie wracać, proszę?
-Oczywiście księżniczko. Ochh...
-Co?
-Zapomniałem! -spojrzałam na niego zdezorientowana na co on się uśmiechnął. -Jedziemy do mnie do domu, zostawiamy rzeczy i jedziemy do Atlanty. -nie wiedzieć czemu uśmiechnęłam się.
-Do Atlanty? Po co?
-Obiecałem Jazzy i Jaxonowi, że ich zabiorę i cię poznają. -uśmiechnął się.
-Kto to Jazzy i Jaxon?
-To moje młodsze rodzeństwo. Pokochasz ich.
-No jeśli są tak słodcy jak ty, no to na pewno. -wyszczerzyłam zęby.
-Aww to było urocze! -powiedział.
-No wiem! Tak samo jak ja. -zaśmiałam się.
-Ty jesteś bardziej urocza kochanie.
-Nie będę się spierać. -uśmiechnęłam się i delikatnie go pocałowałam. -To co? Mam się pakować?
-Youppp! -powiedział to przeskakując z pięt na palce i znowu na pięty. Weszliśmy na górę. Pierwsze co zrobiłam to podeszłam do telefonu. Dwie wiadomości i dwa połączenia nieodebrane. Sms'y były od nieznanego, a połączenia od Margaret. Nie chciałam z nią teraz rozmawiać. Wiem, to jest moja najlepsza przyjaciółka no ale dopiero co pogodziłam się z Justinem i nie chcę sobie psuć humoru. Kliknęłam na wiadomości.

Od: Nieznany
Tekst: Och! To była bardzo poważna kłótnia! Nie ładnie się zachował wobec ciebie...

Od: Nieznany
Tekst: Po deszczu zawsze nastaje słońce.

Zignorowałam to co napisał. Poszłam do garderoby, założyłam miętowe rurki do tego łososiową, zwiewną koszulę i białe supry. Włosy związałam w luźny kucyk. Spakowałam wszystkie rzeczy i zeszłam na dół. Justin już czekał.
-Gotowa?
-Jak nigdy. -odpowiedziałam. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domu Justina. Gdy byliśmy na miejscu, rozpakowałam rzeczy (tak dla waszej świadomości to dom był NIEZIEMSKI!) i znów wróciliśmy do samochodu. Wyjechaliśmy do Atlanty. Dziś miałam poznać rodzeństwo mojego chłopaka...


Czekajcie...
Powiedziałam "mojego chłopaka"? Hahaha! Jak to fajnie brzmi! Justin Bieber jest moim chłopakiem. Pierwszy raz użyłam tego sformułowania i... spodobało mi się to.

_____________________________________________________________


PROSZĘ O NIE KOPIOWANIE ROZDZIAŁÓW ANI ICH ZAWARTOŚCI! JEŻELI KTOŚ SKOPIUJE - ZGŁASZAM BLOGA DO MODERATORÓW!!!

Dziękuję za miłe słowa, które piszecie w komentarzach. ♥ Jesteście kochani ♥

JEŻELI CHCECIE BYĆ INFORMOWANI O ROZDZIAŁACH DAJCIE W KOMENTARZU NAZWĘ TWITTERA LUB LINK DO PROFILU NA FACEBOOKU. ZAPRASZAM TEŻ NA FANPAGE:
https://www.facebook.com/MyPurpleWorldJB

@Belieber__AS

7 komentarzy:

  1. https://www.facebook.com/patrycja.lamprych.1 ZAJEBISTY ROZDZIAL !! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. JEJKUUU.KOCHAM .KOCHAM.KOCHAM.UZALEŻNIŁAM SIE.NIE MOGE SIE DOCZEKAC NASTEPNEGO:* <3 ZAJEBIŚCIE PISZESZ.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajeeebistyyy! *.* Kocham Cię <3

    OdpowiedzUsuń